Łódzkie Triennale Tkaniny zapewne się nie odbędzie. Imprezę od kilkunastu lat (w trybie trzyletnim właśnie) organizuje grupa zapaleńców, skupionych wokół Centralnego Muzeum Włókiennictwa i Akademii Sztuk Pięknych. Środowisko tkaniny artystycznej uznaje tę konkursową wystawę za jedno z najważniejszych, światowych wydarzeń w branży. Z tej okazji zjeżdżali do Łodzi twórcy gobelinów z całego globu. Tym razem – jakżeby inaczej – brakuje pieniędzy. Z pięciuset pięćdziesięciu tysięcy złotych, potrzebnych w bilansie na zorganizowanie ekspozycji, Magistrat znalazł trzysta pięćdziesiąt. Dwustu tysięcy brakuje, a wydatki (choć wystawa startuje w maju) trzeba ponosić już teraz… Spore koszta generuje transport prac, często wielkopowierzchniowych i sprowadzanych z wielkich odległości. W tej sytuacji dyrektor muzeum Norbert Zawisza – główny animator przedsięwzięcia od początku jego istnienia, złożył na ręce urzędników miejskich dymisję. Została ona przyjęta i będzie rozpatrzona do końca kwietnia.
Nie pierwszy to raz, gdy miasto Łódź staje przed szansą pięknego pogrzebania imprezy kulturalnej o międzynarodowym prestiżu. Mimo całych kontrowersji wokół osoby Marka Żydowicza, festiwal operatorów filmowych Camerimage z dużym hukiem upadł w Łodzi, przenosząc się do Bydgoszczy. Choć Żydowicz obcesowo wyciągał rękę po publiczne fundusze, oferował przynajmniej towar wysokiej jakości: dzięki Camerimage pojawiały się w mieście takie osoby jak David Lynch, Martin Scorsese, Keanu Reaves, Viggo Mortensen, Laura Dern, Frank Gehry i wielu innych. Trudno zaprzeczyć, że bez tego pretekstu wszyscy oni mieliby wizytę w zapadłej części Europy głęboko gdzieś. Wprawdzie tkanina artystyczna to nie film, nie skupia powszechnie znanych gwiazd ekranu – ale do Łodzi na Triennale zawsze dojeżdżali artyści z Japonii, USA, Ameryki Południowej. Rywalizowali ze sobą, pokazywali się, tworzyli aurę artystycznego fermentu wokół swojej pasji – to dla nich festiwal tkaniny był od zawsze robiony, przyczyniając się do promocji Łodzi jako miasta przyjaznego gobelinom. W oparciu zresztą o wieloletnią tradycję i renomę łódzkiej szkoły plastycznej, wypuszczającej w świat pokolenia wybitnych specjalistów, z zakresu tkaniny właśnie… Cała ta tradycja ma teraz szansę runąć i roztrzaskać się w kawałki, oczywiście przy cichym akompaniamencie zbiorowego milczenia łódzkiego środowiska kulturalnego.
Na sprawę zagrożonego Triennale gładko nakłada się wątek personalny. Dyrektor Norbert Zawisza piastuje swą funkcję od trzydziestu jeden lat. Nieoficjalnie, w rozmowach prawie prywatnych, urzędnicy miejscy z pionu odpowiedzialnego za kulturę nazywają dyrektora „komunistycznym złogiem” – człowiekiem, z którym trudno się dogadać ze względu na wiecznie roszczeniową postawę. Ma też ponoć muzeum znaczne przerosty zatrudnieniowe na poziomie administracji, wskutek czego trudno dokonać tam jakże potrzebnych cięć budżetowych. Nie było jednak dotąd wyraźnego pretekstu, by zasłużonemu dyrektorowi wręczyć zwolnienie dyscyplinarne. Niczego nie zbroił, nikt na niego nie złożył oficjalnej skargi. Nie dokonał też jak dotąd żadnej finansowej malwersacji. Ma natomiast dorobek: stworzył i wypromował Triennale, organizuje ciekawe wystawy (ostatnio – Michał Batory, znany w świecie łódzki twórca plakatów i okładek), rozbudował siedzibę muzeum, otworzył skansen. Trudno mu zatem wytknąć nieefektywne działanie. No, ale cóż – Centralne Muzeum Włókiennictwa, choć nazwa sugeruje finansowy mecenat Ministerstwa Kultury, jest miejską placówką kulturalną. Znajduje się więc pod zarządem „platformerskich” urzędników łódzkiego Magistratu, którym jakoś nieporęcznie wychodzi polityka kadrowa w podległych placówkach… Jak już prezydent Hanna Zdanowska chce zdymisjonować jakiegoś dyrektora, na przeszkodzie stoi brak argumentów merytorycznych, za to odzywa się natychmiast chór podejrzeń o prywatę i chęć obsadzania lukratywnych stanowisk swoimi ludźmi.
Możliwe, że muzeum istotnie potrzebuje przewietrzenia, odchudzenia etatów. Pewnie, gdyby się uprzeć, prezydent Łodzi i zastępująca ją w nadzorze spraw kultury wiceprezydent Agnieszka Nowak znalazłyby „coś” na dyrektora Zawiszę. Ale nie ma takiej konieczności, bo dyrektor sam złożył głowę na katowski pieniek. Jeśli nie ma skąd wziąć pieniędzy na Triennale, bo urzędnicy nie dali potrzebnej kwoty, nie można naruszać dyscypliny budżetowej placówki, pokrywając wydatki z imprezą związane. No, bo gdy się taką dyscyplinę naruszy, jest to już ewidentny powód do zwolnienia dyrektora za niegospodarność. Toteż, widząc nieuchronność swego losu, dyrektor złożył dymisję nie czekając na przesądzający werdykt… Wiceprezydent Agnieszka Nowak przysłała mu pismo, w którym informuje o wdrożeniu procedury odwołania ze stanowiska, która ma zakończyć się w kwietniu. Tuż przed planowanym rozpoczęciem Triennale… Trzeba przyznać, że los podarował niechętnym Zawiszy urzędnikom okoliczność nader sprzyjającą. Wystarczyło tylko skorzystać z prezentu.
Nie mam pojęcia, czy rządząca Łodzią Platforma Obywatelska ma już swojego kandydata na stanowisko dyrektora Centralnego Muzeum Włókiennictwa. Cóż, gdy wakat już będzie, z pewnością odpowiedni człowiek, „fachowiec dużej klasy” znajdzie się w szeregach wiodącej partii – lub w ich pobliżu. Gdy zaś bardzo się chce znaleźć na kogoś bat, z reguły łatwo się go znajduje, wyszukując odpowiedni paragraf – w myśl dobrze sprawdzonej, śledczej regułki z czasów PRL. Ale spod, lekko cuchnącej, części personalnej całej sprawy, wybucha z całą mocą prawda znacznie dla Łodzi groźniejsza. Oto znów partykularny interes urzędniczej kasty, która akurat jest przy korycie i wykorzystuje swoje pięć minut władzy, przysłania ewidentną korzyść promocyjną, jaką miasto odnosi z odbywania się imprezy o zasięgu międzynarodowym. Jeśli bowiem lokalne władze poprzez wstrzymanie dotacji na Triennale ( a równolegle dwieście dodatkowych tysięcy otrzymała chałtura o nazwie Łódź Dialogu Czterech Kultur!) odbierze Łodzi ważną imprezę, a potem zwolni dyrektora – bo przecież niby sam tego chciał – trudno będzie uciec nam od wniosku, że oto rządząca klika znów stosuje politykę TKM. I że partykularny interes partyjny, w którym chodzi o zabezpieczenie stołków swoim ludziom, znów wyrasta ponad ważny interes ogółu mieszkańców miasta.
Wolałbym oczywiście żyć w świecie, w którym prywatne instytucje zajmują się tworzeniem kultury – za pieniądze własne lub możnych mecenasów, jak w dobie renesansu. Chciałbym też, by Polacy – każdy z nich – mieli dość pieniędzy, by wydawać je na spełnianie swych kulturalnych potrzeb. Ale żyjemy w świecie zgoła odwrotnym: tu większość instytucji kultury utrzymuje się z publicznej składki. A o jej podziale decydują urzędnicy, dokonując rozdawnictwa według swoich własnych, opartych o własne widzimisię, kryteriów podziału. Ten system jest biurokratyczny, pełen możliwości korupcyjnych i z gruntu niesprawiedliwy: o dotacji finansowej nie musi wcale decydować merytoryczna wartość produktu, ani też jego rynkowa atrakcyjność. Dopóki jednak system działa, to właśnie kasta urzędników, mianowanych dzięki oszukańczej ordynacji w kulawym systemie ochlokratycznym, będzie decydować, jaka kultura, na jakim poziomie i z jakimi ludźmi będzie w miastach realizowana… Oby nie stało się to przyczyną jej rychłego upadku.
EDIT:
Pani wiceprezydent Łodzi Agnieszka Nowak zamieszcza na swoim blogu komentarz do całej sprawy:
http://www.agnieszkanowak.pl/2013/02/07/zamieszanie-wokol-triennale-zupelnie-niepotrzebne/
Podaję adres, bo uczciwa polemika jest dowodem rzetelności publicystycznej. Ale wnioski wyciągną Państwo sami.