O reaktywacjach kapel, czyli w starym piecu diabeł pali

Lubię reaktywacje, których obserwujemy w ostatnich miesiącach od groma. Stare zespoły powstają ze swych grobowców, by na powrót straszyć ludzi z desek sceny. Publika reaguje rozmaicie. Niektórzy płacą ciężkie pieniądze, by zobaczyć na żywo reanimowane truchła kapel (bo to może przecież być ostatni raz) – inni plują jadem, bo mogą. Jeszcze inni siedzą cicho, wykazując wobec faktu powstania zwłok z grobu daleko idącą obojętność.

Powrotom do życia starych załóg zawsze towarzyszą wątpliwości co do prawdziwych intencji. Największą burzę wywołała oczywiście PANTERA. Po śmierci obydwu braci-założycieli zespół ten, obecnie w połowie oryginalnego składu, wrócił, by koncertować i wykonywać stare utwory. Z nie byle jakim zastępstwem, bo przecież ani Zakk Wylde ani Charlie Benante to nie są jakieś śmondaki, tylko prawdziwe gwiazdy metalowej sceny.

Czy potrzebujemy takiej PANTERY?

Kwartet popróbował – i jeździ. Zaplanował w przyszłym roku zwiedzić cały świat, wystąpić gdzie się da. A pierwsze reakcje na ich występy są – niemal po pięćdziesiąt procent – skrajne. Od zachwytów, że słychać ze sceny ducha braci, do kąśliwej krytyki, że pozostali przy życiu starcy muszą po prostu zarabiać, bo skończyły im się pieniądze.

Postanowiłem sprawdzić, zanim się wypowiem i obejrzałem na YouTube zapis kilku występów PANTERY w odrodzonej formule. Różnej jakości są to filmy, wiadomo, kręcone z różnych rąk i rozmaitymi aparatami, ale jednak coś tam da się usłyszeć i zobaczyć. Czy słychać ducha braci? Nie sądzę. To są inne ręce, na gitarze i perkusji, zatem groove oraz feeling zawsze będą inne. Najlepsze naśladownictwo nie zastąpi oryginału w żadnej sztuce.

Ale: jakość tej produkcji muzycznej jest bardzo wysoka. Bo i wykonawcy z najwyższej półki światowej. Wszystkie stare kawałki brzmią znakomicie. Nie identycznie, jak kiedyś, ale nic im nie brakuje. Świetne odwzorowanie starej PANTERY! Jeśli ktoś chce iść na koncert, zetknąć się twarzą w twarz ze starą, żyjącą jeszcze połową zespołu – oraz doświadczyć wysokiej jakości prezentacji tych kawałków, może się wybrać w ciemno. No i fakt niezbity: na koncerty jak dotąd stawiają się tysiące fanów.

Czy to w ogóle jest PANTERA?

Pytanie, czy tak serwowana (za naprawdę duże pieniądze) produkcja muzyczna powinna być opatrzona nazwą PANTERA. Nie będę się wdawał w dyskusję z ortodoksami, ale mam wątpliwości: muzycy, którzy po śmierci Chucka Schuldinera spotykali się na scenie by grać utwory DEATH nigdy nie używali tej nazwy. Może to sprawa uwarunkowań prawnych, może szacunku – jednak wygląda to i brzmi inaczej, gdy po śmierci lidera (ów) nazwa podlega chociaż jakiejś modyfikacji. Tutaj zapadła inna decyzja, choć pewnie całkowicie legalnie mamy do czynienia z reaktywacją PANTERY w nowym składzie. Pytanie, jak przyjmą to fani, jest pytaniem otwartym. Każdy spór nakręca jednak znakomicie rozgłos wokół tego powrotu.

Pozostali przy życiu muzycy PANTERY, Phil i Rex, pewnie czują frajdę z powrotu na scenę i wykonywania starych numerów przed kolosalną publicznością. Kwoty na koncie też się pewnie zgadzają, ale – stop. Tu już nie możemy być złośliwi, bo skoro muzycy przez lata wypracowywali sobie taką markę, to nawet po odejściu w zaświaty ich współgraczy, mają pełne prawo sobie ten trud dyskontować. A skoro ludzie są chętni, by płacić za ich sceniczną prezentację po upływie lat, to prosimy bardzo. Jest popyt, to niech nas podaż nie dziwi.

W przypadku zespołu będącego światową gwiazdą frajda z wejścia na deski sceniczne po wielu latach, dodatkowo zmultiplikowana kolejnymi zerami na koncie, może mieć znaczenie wielowymiarowe. Jedną z twarzy takiego come-back’u z całą pewnością jest jednak niezwykłe, niepowtarzalne przeżycie – radość, gdy jako grajek wychodzisz na scenę, grasz dla ludzi, a to ich kręci. To jest doświadczenie magiczne, niewielu dane, a bardzo przyjemne.

Przeżywam to właśnie, choć w zupełnie innej skali. Nie ma mowy o żadnym zarabianiu pieniędzy, za to sama frajda z powrotu SACRIVERSUM jest dla mnie przeokrutna. Dobrze jest wrócić na dechy po siedemnastu latach przerwy, nawet, gdy w trakcie tej pauzy działy się jeszcze inne wydarzenia muzyczne. Dobrze jest widzieć, że stare numery grane na żywo nadal kręcą ludzi, nie tylko starych wyjadaczy, ale i tych młodszych, z kolejnych pokoleń.

Dlatego zapraszam Was wszystkich do miejsc, gdzie będziemy grali w nowym, 2023 roku. Są już pierwsze daty: 7.01 w łódzkim klubie Wooltura (to występ na imprezie charytatywnej na rzecz Kuby, syna łódzkiego ziomala ze starej załogi), a także w Krakowie – Garage Pub – 24.02. Do Warszawy zawitamy 19 maja (VooDoo Club), ale to już plany wiosenne. Ktokolwiek pamięta SACRIVERSUM ze starych czasów, wydania demówki i pierwszej płyty – śmiało wbijajcie. Będzie ogień.

A na koncert PANTERY też zapraszam do Łodzi – a co! Niech i oni przekonają się o mocy naszej łódzkiej publiki. 😉

Jedna odpowiedź do “O reaktywacjach kapel, czyli w starym piecu diabeł pali”

  1. Na Panterę się nie wybiorę, bo hajsu tyle nie zarabiam 🙂 ale do Wooltury na Smarki w Sercu – bardzo chętnie ! 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *