Wreszcie musiało się to zdarzyć – stanąłem oko w oko z Robertem Biedroniem. Nie żebym się specjalnie starał o spotkanie: nawet w Łodzi reporterzy muszą być przygotowani na kontakt z każdą postacią życia publicznego. Rzecz jasna, kontakt werbalny… Trochę się spotkania z panem posłem obawiałem. Nie dlatego, że on jest gejem, a ja zadeklarowanym heterykiem – nie ma absolutnie żadnego znaczenia, kto z kim sypia i jakie ma w tej sprawie zapatrywania. Obawiałem się konfrontacji poglądów, a trudno wskazać choćby jedną sprawę, w której zgadzałbym się z panem posłem Robertem Biedroniem.
Jako aktywista Ruchu Palikota ma Biedroń poglądy lewicowe i takich przywykł bronić w przestrzeni publicznej. Jako aktywista gejowski broni w Parlamencie praw mniejszości seksualnych. W Łodzi pojawił się, by – można rzec – złączyć obie funkcje i wypowiedzieć się w obu aspektach jednocześnie. Chodzi mianowicie o wulgarne, obraźliwe napisy, wciąż malowane przez kiboli na łódzkich murach. Pan poseł Biedroń czuje wstyd, zażenowanie i czuje się osobiście obrażony tymi ściennymi inwektywami. Wjechał do Łodzi pociągiem i (jak sam stwierdził) było mu wstyd za miasto, które wita gości napisami w stylu „pedały do gazu”. Kartkę ze zdjęciem takiego napisu trzymał poseł Biedroń przed sobą w czasie zorganizowanej przed łódzkim Magistratem konferencji prasowej. Złośliwi paparazzi chcieli strzelić mu taką fotkę, by zamieścić na Facebooku z podpisem – „autopromocja”. Nie wiem, czy w końcu któryś to zrobił, odradzałem. I nie widziałem też na „fejsie”, oby Matka Boska broniła ich od takich pomysłów! To jednak nie zmienia faktu, że Biedroń – wciąż mocno poruszony łódzkimi pseudo-graffiti – ostro przejechał się po władzach miasta za opieszałość w zamalowywaniu podobnych napisów. Objechał też bezlitośnie wszystkich tego miasta mieszkańców, że przecież „ktoś wyraża zgodę” na bezczelne, chamskie przejawy ksenofobii, ciemnoty, antysemityzmu, faszyzmu i zacofania widoczne na łódzkich murach.
Nigdy nie poprę twórców tego typu inskrypcji. Nie poprę też władz Łodzi, gdy ustawiają się ( w blasku fleszy i obiektywów) do zdjęć z pędzlami w dłoniach. Po to, by wesprzeć coroczną akcję zamalowywania wulgaryzmów i Gwiazd Dawida, pod hasłem „Kolorowa Tolerancja”. Akcja nie daje nic – kompletnie. Kosztuje tylko kasę miejską wydatki na farbę, a hordy gangsterów w szalikach i tak wymalują co swoje na miejscu zamazanych bazgrołów. Nigdy też nie udało się tak zwane wychowywanie młodzieży w „duchu tolerancji”. Porządna młodzież i tak się bazgrołami nie zajmuje, a do wulgarnych graficiarzy „pozytywny przekaz” nie trafia zupełnie. Nie są w stanie zrozumieć niczego więcej poza świętością własnej drużyny piłkarskiej: stadionowi wrogowie to zawsze „żydzi” lub „pedały”. Tylko jeden sposób może być na nich skuteczny: surowe kary i ścisłe ich egzekwowanie. Grafficiarze obraźliwych wulgarności muszą się bać. Inaczej nie przestaną pisać na murach.
Poseł Biedroń nie rozumie tego zupełnie. Zamiast walczyć w Sejmie o zaostrzenie prawa i zwiększenie skuteczności egzekwowania zakazu bazgrolenia po murach, apeluje o zrzucenie odpowiedzialności na innych. A to znaczy: na miasto (jego mieszkańców i władze) oraz na właścicieli nieruchomości, za nie usuwanie inskrypcji, gdy już się pojawiły. Sami sprawcy są w tej filozofii protestu jakby na ostatnim miejscu – ich wina pozostaje najmniejsza, do nich Biedroń pretensji nie ma. Czemu? Aaa, o to trzeba spytać Biedronia. Pytałem – jasnej odpowiedzi mi nie udzielił.
Ważne, by lewicowi politycy, w tym poseł Biedroń, wreszcie pojęli, że Polska natychmiast powinna stworzyć prawo radykalnie skuteczne wobec sprawców zła, a przyjazne wobec uczciwych obywateli. Nie odwrotnie. Ciągłe zamazywanie odpowiedzialności, wieczny relatywizm, odwracający uwagę od prawdziwych przestępców, a obarczający winą ich „środowisko”, „otoczenie” lub „obojętne społeczeństwo” – to droga, która doprowadzi nasz kraj do całkowitej wszechwładzy kryminalistów, mafiosów, morderców, bandytów, złodziei i kiboli. To jest już zresztą bliskie realności: wystarczy przyjrzeć się dokładnie śledztwie w sprawie zabójstwa generała Papały. Dopóki nie będziemy skutecznie ścigać i karać wszystkich, którzy zakłócają spokój życia społecznego, w Polsce dobrze nie będzie. I aktywiści w rodzaju posła Biedronia czuć będą się tutaj jeszcze mniej bezpiecznie niż dzisiaj.
gadanie polityków zawsze było tylko pod publiczkę, generalnie nie interesują się niczym poza własną kieszenią, oby więcej, napisy na murach to tylko pretekst żeby pokrzyczeć, że niby działa coś i ect. Kasa kasa misiu kasa, tak samo jak żaden rząd od lat już nie interesuje się szara strefą w naszym kraju i nic z tym całkowicie nie robi a dlaczego to już powinieneś sam wiedzieć. Pozdrawiam.