Wiecie, skąd dziennikarzowi najtrudniej wyciągnąć informację? Z Kościoła katolickiego. Obok wojska, bezpieki, prokuratury i prywatnych hipermarketów (skąd czasami ochroniarze przepędzają nas, wymachując bronią) najtrudniej jest uzyskać wypowiedź oficjalną rzecznika w księżowskiej sutannie.
Poniekąd rozumiem hierarchiczność kościelnej instytucji, opierającej się wszelkim historycznym zawieruchom m.in. dzięki wewnętrznej dyscyplinie, posłuszeństwu wobec przełożonych i reguł oraz zamknięciu, właściwemu nie tylko zakonnym, ale często diecezjalnym społecznościom. Z tym, że polityka izolacji bywa dla katolickiego duchowieństwa mieczem obosiecznym. Gdy wewnątrz Kościoła pojawia się zło (wszak sama sutanna świętości człowiekowi nie zapewnia) – zamiast oczyścić ranę, purpuraci często zamiatają sprawę pod dywan, chcąc rozstrzygnąć ją we własnym środowisku, bez udziału świata zewnętrznego… A w walce o rząd dusz taka postawa przynosi odwrotne efekty: gdy już świat dowie się o złych postępkach przedstawicieli duchowieństwa, tuszowanie sprawy robi wrażenie matactwa, nieuczciwości. Kler traci wówczas autorytet i zaufanie, czyli dwa fundamenty religijnej społeczności, stworzonej na zasadzie dualizmu: duchowieństwo/wierni. Pewnie większa otwartość przyniosłaby Kościołowi znacznie więcej pożytku niż szkody – no, ale polityka informacyjna jest sprawą wewnętrzną purpuratów. Jest to także ich problem.
Jaskrawo rysuje się on za każdym razem, gdy Jerzy Owsiak rusza w Polskę z kolejną Wielką Orkiestrą Świątecznej Pomocy. Od dwudziestu już lat jakoś nie po drodze jest hierarchom kościelnym z Jurkiem i jego orkiestrantami. Kościół nigdy oficjalnie WOŚP-u nie poparł, przeciwnie: w latach ubiegłych często dało się słyszeć ze strony duchowieństwa wiele słów krytycznych wobec tej inicjatywy. To bolesne – Owsiak, jakkolwiek go nie oceniać, pomaga chorym dzieciom. W szpitalach stoi coraz więcej sprzętu, ostemplowanego znaczkami Orkiestry. Tego sprzętu nigdy nie zapewniliby małym pacjentom ani politycy, ani urzędnicy – z żadnych rządów, ministerstw ani NFZ-etów. W tych instytucjach nigdy nie ma pieniędzy dla chorych, są za to na utrzymanie etatów i przywilejów dla samych biurokratów… Ofiarność ludzi każdego roku pokazuje, jak wielkie szkody wyrządza chorym w Polsce system publicznej „opieki zdrowotnej” – oraz jak wiele daje Orkiestra tym, którzy pomocy naprawdę potrzebują. W takiej idei, bezinteresownej pomocy chorym bliźnim, Kościół katolicki odnalazłby się znakomicie. Powiem więcej – powinien się w niej odnajdywać, wręcz powinien od tego być! Duchowny, kapłan, osoba w boskiej służbie – taka postać ze swej natury powinna zajmować się czynieniem dobra, a przecież działalność Owsiaka do pozytywnych skutków prowadzi co roku konsekwentnie. Pozostaje jeden, choć smutny wniosek – kościół traktuje Owsiaka jak konkurencję, naruszającą zarówno monopol kleru na działalność charytatywną, jak też wysysającą z ludzi to, co powinni każdej niedzieli rzucić na tacę.
Kościół jest instytucją non profit, żyje z dobrowolnych składek wiernych – i rozumiem duchowieństwo, że bez niedzielnej tacy Kościoła po prostu nie byłoby na Ziemi. Ale wierni mają świadomość, że wrzucając ofiarę współfinansują istnienie religijnej wspólnoty. Czym innym jest dobrowolne wspomaganie finansowe własnej parafii, a czym innym datek na osoby chore czy potrzebujące: praktykujący katolik ma obowiązek wypełniać obie powinności. W tym świetle Owsiak dla Kościoła nie jest i nie powinien być żadną konkurencją. Toteż kościelna niechęć wobec jego działań orkiestrowych ma tyle samo sensu, co piętnowanie książek o Harrym Potterze, za okultyzm, brak Boga i czarną magię (jakby w świecie J. K. Rowling nie zwyciężało dobro, z pomocą dość wyraźnie nakreślonej, boskiej transcendencji).
Można więc zaapelować do duchownych o wspólne z Owsiakiem działanie na rzecz chorych dzieci – i o wsparcie tej idei ze strony hierarchów Kościoła. I co z tego, że przy okazji datków na Orkiestrę reklamują się różne firmy. Co z tego, że Owsiak zarabia na życie (swoje i pracowników swojej fundacji) dzięki dochodom z orkiestrowej zbiórki. Chore maluchy mają z tego konkretną pomoc – w czasie, gdy zżerający obowiązkową składkę zdrowotną system zdrowia publicznego tylko napycha brzuchy swoim urzędasom. Wspólna praca Owsiaka i Kościoła dobitnie pokazałaby, jaką straszną krzywdę robią politycy (wszystko jedno jakiej partii) tym, dzięki pieniądzom których dochodzą do stanowisk i wiodą wygodne życie. Wydaje się, że zdrowie naszych dzieci byłoby tego warte.