Łódź jako pierwsze miasto w Polsce ma swoją wizytówkę na Street View. Wchodząc na popularny przewodnik Google można obejrzeć najbardziej okazały fragment ulicy Piotrkowskiej. Kolejne, wielkie polskie miasta dopiero przed turniejem Euro 2012 zamieszczą swoje foto-wizytówki. Pięknie, można rzec. Władze miasta postarały się, konkurs wygrany, Łódź zyskuje genialne narzędzie promocyjno – turystyczne…
…wystarczy jednak „przejść się” Piotrkowską w Google Street View, by ręce same się załamały. Równiutko przed Magistratem, obok sławetnej Ławeczki Tuwima, na zdjęciach Google ekipa kilku umorusanych smarem „mietków” stoi z taczką, zasypując dziurę w chodniku. Oczywiście nikt spośród magistrackich urzędników nie zadbał o to, by w czasie objazdu ekipy Street View wstrzymać, choćby na kilka minut, roboty przed Ratuszem. Wszyscy wiedzieli, kiedy Google będzie robić zdjęcia na Piotrkowskiej, tylko nie magistraccy urzędnicy. I kolejny raz my – Łodzianie, zamiast cieszyć się żmudnie wypracowanym sukcesem promocyjnym, załamujemy ręce w bezradnym geście.
Oczywiście nikt nie rozliczy urzędników – nawet nie wiadomo, kto personalnie odpowiada za wizerunkową wpadkę. Zdarzenie miało miejsce w przestrzeni publicznej, a więc „niczyjej”. W normalnych miastach cywilizowanego świata posesje na reprezentacyjnych ulicach są własnością prywatną. Łódź jest największym polskim kamienicznikiem, zawłaszczając większość budynków ulicy Piotrkowskiej – i bardzo niechętnie pozbywając się tej własności. A wystarczyłoby, jak w normalnej cywilizacji, po prostu ustanowić prawo: ktokolwiek jest właścicielem budynku przy Piotrkowskiej ma obowiązek dbać o wygląd, stan i czystość. Zarówno samego gmachu, jego elewacji, jak i otoczenia. W sytuacji, gdy wszystkie budynki przy „wizytówce” miasta, jaką jest główna ulica, są prywatne, ustanowienie stosownego prawa załatwia sprawę. Jak w Szwajcarii, gdzie posiadanie kamienicy przy „głównej” jest splendorem – choć raz do roku wszyscy właściciele mają obowiązek odmalowywać elewację, chętnie to robią! Założę się, że na wieść o filmowaniu przez Google prywatni właściciele łódzkich kamienic wyszli by ze skóry, żeby korzystnie zaprezentować swój wizerunek. I nawet jeśli jeden Magistrat zostałby tam budynkiem publicznym, łatwiej byłoby urzędnikom zarządzać tym niewielkim otoczeniem. W polskiej rzeczywistości – socjalizmu i biurokracji – taki stan rzeczy możliwy nie jest. Nie dziwmy się więc, że wciąż mnożą się urzędnicze kompromitacje, za które wszyscy płacimy – tak, jak za pensje na mnożących się ponad miarę etatach biurokratów, na każdym poziomie władzy publicznej.
Remi, o tym że Google będzie filmować Piotrkowską pisały i mówiły wszystkie łódzkie media. Nie wiadomo było tylko kiedy dokładnie (dzień, godzina), bo Google nie chciał powiedzieć. Na całym świecie jest to utrzymywane w tajemnicy. Mimo to nie rozumiem, dlaczego kamienicznicy nie wyskoczyli ze skóry, tak samo nie rozumiem dlaczego nikt z nich – wzorem np. Paryż, Londynu, Rzymu – nie sprząta, czy polewa w środku lata chodnik przed swoją knajpą, sklepem itp. Codziennie widząc co się dzieje na Pietrynie, tracę wiarę ale… przed nami remont i dzięki temu jest światełko w tunelu..
Bartek, w Szwajcarii na głównych ulicach miast obowiązuje takie prawo, że wszyscy raz w roku muszą pomalować fasadę swojego budynku. Po to, żeby miasto nie musiało się wstydzić swojej najważniejszej ulicy. Wszystkie budynki są prywatne. Prawo jest przestrzegane, bo za nieprzestrzeganie grożą surowe kary natychmiast egzekwowane. Efekt? Szwajcarzy mają piękne, schludne „wizytówki” miejskie w postaci głównych ulic, czasem deptaków miejskich. Tak samo Niemcy, Francuzi, Brytyjczycy, Belgowie, Holendrzy… e tutti quanti. Co mamy u siebie na Piotrkowskiej my, łodzianie? Mamy SYF, urzędniczą inercję, pijanych żuli. I wysokie czynsze w „państwowych” kamienicach, z których ucieka coraz więcej najemców. Teraz to wszystko pokazał światu Google, z małym dodatkiem w postaci ekipy remontowej w najważniejszym punkcie Łodzi. Wiesz co? Mam wrażenie, że – niestety – jest to cholerny obciach. Po prostu wiocha, ja bym do takiego miasta przyjeżdżać na zwiedzanie nie chciał. Bardzo mnie to boli i martwi.