O teatrze, czyli przewaga rynku nad kulturą…

Trwają gorączkowe kłótnie wokół nowej ustawy o teatrach. Chodzi głównie o sposób zatrudniania aktorów, którzy nie chcą godzić się na przedmiotowe traktowanie. Żądają za to bezterminowych umów o pracę, bez względu na swój dorobek, talent i uznanie ze strony odbiorców. A ja nie rozumiem: czemu zły lekarz, kiepski prawnik, przeciętny dziennikarz mają mieć gorzej niż byle jaki aktor?

Wszyscy wokół trąbią o potrzebie zachowania zdobyczy kultury, o misji społecznej,  jaką ma być finansowanie m.in. zespołów teatralnych. I że, ma się rozumieć, sztuki teatralnej nie można traktować jak towaru na ladzie, bo są rzeczy ważniejsze od pieniędzy. Tylko, że – jakie to smutne – forsy w publicznej kasie brakuje, trzeba więc zdecydować, komu dać mniej a komu więcej. I w ogóle, ile dać na tę nieszczęsną kulturę. Decydują o tym rzecz jasna urzędnicy, rozmaitych wydziałów i departamentów kultury na wszystkich możliwych szczeblach władzy, od urzędów gminnych po Ministerstwo Kultury. A przecież oni nie zrobią tego za darmo…

Odrzućmy na moment tę oczywistą prawdę, że biurokracja od razu pożera ogromną część pieniędzy „na kulturę”, z której teatry mogłyby zrobić merytoryczny użytek. Chodzi mi o coś innego…
…czemu mianowicie kultura nie może być traktowana jako normalny podmiot gry wolnorynkowej?

W sytuacji, gdy teatry pozbawione byłyby jakiejkolwiek dotacji publicznej wreszcie zaczęłyby się starać o jakość swoich poczynań. Jest w Polsce kilka (na palcach jednej ręki liczonych) teatrów, które nie wstydzą się za swój repertuar an bloc, czyli żadne z ich przedstawień nie schodzi poniżej określonego poziomu. Pozostałe, gdyby nie hojne subsydia publiczne, musiałyby poprawić jakość swoich działań lub zbankrutować. I bardzo dobrze by się stało! Jako widz teatralny nie mam najmniejszej ochoty chodzić na szmirę, za którą płacę z własnej kieszeni, kupując bilet – a nadto mam świadomość, że idzie na to kasa z moich podatków.

Żaden teatr nie utrzyma się z samych biletów, to fakt. Ale istnieją tysiące sposobów na pozyskiwanie bogatych sponsorów, mecenasów, opiekunów finansowych. Można sprzedawać miejsca na logo w foyer i na plakatach / biletach, można sprzedawać za cenę „VIP-owską” miejsca w specjalnych lożach, pomysłów naprawdę może być wiele… W tym systemie również widzowie zagłosowaliby nogami, przychodząc na spektakle, co z kolei zapewniłoby bieżącą gotówkę w teatralnej kasie. Jakość sztuki – naprawdę nic nie stoi na przeszkodzie! – można śmiało połączyć ze skutecznym działaniem menadżerskim, w całej Polsce są tego rozliczne przykłady.

Naprawdę nie pojmuję, czemu placówki kulturalne nie miałyby podlegać zasadom wolnego rynku. W całym normalnym świecie sztuka jest towarem, jak wszystko – tyle, że elitarnym, oznaczonym symbolem wysokiej jakości. Oczywiście w Polsce nikt nie może tego zrozumieć. A sprywatyzowanie kultury dałoby korzyść wszystkim: widzom, ambitnym twórcom, mecenasom. Nie utrzymałyby się w tym systemie jedynie miernoty ani urzędasy. Ale zdaje się, że tu jest pies pogrzebany…

6 odpowiedzi na “O teatrze, czyli przewaga rynku nad kulturą…”

  1. Witam, i miast komentarza popróbuję do Pana skreślić kilka słów ( proszę zauważyć jak ja do Pana piszę? „skreślić”) hmm, mało kto jest w stanie się w taki sposób okreslić „stukanie na klawiaturze. A chodzi o to,że pisząć do Pana pragnę być traktowany ze stosowną estymą.. Walczę o własne poczucie wartości… to i zależy mi na takim postawieniu sprawy.
    Ale do rzeczy, mogę się domyslać,że ma do czynienia z redaktorem TV TOya z Łodzi?
    Jesli nie, to proszę o wybaczenie.

    Ponieważ trzeci sezon prowadzę Teatr MAły w Manufakturze ( www,teatr-maly.pl) to za takie potraktowanie tematu chcę ukłon podziękowania przesłąć.Z biletów się nie utrzymam, a poziom trzymam. Jakby wejść w istotę mich działań to daje się zauważyć, że konsekwentnie pilnuję poziomu teatralnego dzieła. Na tyle na ile mnie stać.
    Wczoraj, na ten przykład mieliśmy UMARŁYCH ZE SPOON RIVER – poetycką reminiscencję, co to obejrzało 22 osoby, a na końiec starsza Pani siedząca na środku widowni szepnęła.. ” jaki piekny spektakl , aż żal,że tak mało ludzi obejrzało..

    Zaczepiam władzę o pomoc, a ona ucieka przede mną za spuszczoną głową chyłkiem i pod murami… Nie odpisuje na maile na facebooku.
    A potem staję do równoważnych rozliczeń przed miejską krytyką.. tzn. mój teatr.
    Niestety, doszło nawet do tego,że i krytycy przestali przychodzić.. z Gazety Wyborczej, co to aktualni zarządzający miejską kulturą z niej się wywodzą. Także znana z Ekspresu Ilustrowanego Pani red. Renata Sas nie piszę recenzji od dłuzśzego czasu.

    Znaczy się miasto nie chce Teatru Małego..
    Nie chce Pilawskiego?
    Widac nie chce..
    I teraz jest pytanie : kto kogo przetrzyma .. ja ich, czy oni mnie?
    Ośmioro aktorów na scenie mówiło wczoraj poezję piekną, do garski widzów… Czy żaluję, oczywiście,że tak.. bo aktorzy mówili ja pieknie .. OOśmiu aktorów, Ośmiu kontra 22 widzów.. bijących brawo energetycznie i z uznaniem.
    Dzisiaj jest już rano.. spać z tego wszystkiego nie mogę,ale zaraz pójdę się golić i , proszę mi wierzyć będę patrzył w swoje odbicie w lustrze jasno i z uznaniem. Czynie coś z gruntu szlachetnego, przy udziale symbolicznie opłacanych aktorów łódzkich..
    którzy swoim kunsztem udowowdnili, że warto było.. uczynić to co czynię w imię zwycięstwa piękna nad tym co się nazywa ostracyzmem i małością..

    Miłego dnia…

  2. Szanowny Panie Mariuszu!

    Łączy nas wspólnota doświadczeń. Wielokrotnie zdarzyło mi się – jako muzykowi – stać przed nieliczną widownią, dopłacać do koncertów, choć po występie przychodzili do mnie fani z uznaniem dla mojej (raczej – naszej) sztuki…
    … ale nie przyszło mi nigdy do głowy, by z powodu frekwencyjnej mizerii wyciągać rękę po subwencje publiczne. Choćbym nie wiem jak dumnie patrzył w lustro, przekonany, że produkuję szlachetną i godziwą sztukę.

    SORRY – ludzie nie przyszli, to znaczy, że albo sztuka nie jest jednak dobra, albo zawaliła promocja. W obu przypadkach jest to MOJA wina. Więcej pokory! Nauczmy się żyć w normalnych, rynkowych warunkach, jak artyści na Zachodzie. A nie wyciągajmy wciąż ręce po publiczną jałmużnę.

  3. Wybaczy Pan, ale nie czyta Pan ze zrozumieniem.
    Pańskie występy a moje załozenie Teatru , który medialnie funkcjonuje jako czwarta scena dramatyczna Łodzi to są dwa różne tematy. I to co Pan czyni to zwyczajna filozofia. Gdyby nie mecenat różnych władców – zarządzających , a o to w gruncie rzeczy walczę historia kultury byłaby ledwie równoważna z uprawą poletka kukurydzy na zaoranym tu i ówdzie kawałku ziemi.
    Tu chodzi o odpowiedzialność. Jeżeli na Kongresie Łodzkiej Kultury wymiena się 12 teatrów
    funkcjonujących w Łodzi i pośród tych jest także Teatr Mały w Manufakturze, to znaczy,że nie wychylając się w kierunku wspomożenia egzystencji teatru Miasto uzurpuje sobie prawo do wspomożenia zasług w sensie zasobów i rozwoju kultury…
    Rcenzja napisana w maju na stronach gazety wyborczej łodzkiej pod tytułęm „komedie w teatrach łodzkich” ocenia trzy komedie wystawione w tym czasie i Teatr NOWY, POWSZCHNY i MAŁY są stawiane do oceny w jednym rzędzie to jest to znak,że Mały jest traktowany równoważnie z tymi pozostałymi, z czego NOWY ma XXX mln dotacji, POWSZECHNY XX mln dotacji, a MAŁY ma ) mln dotacji, to uważa Pan,że nie należy się potraktowanie całego projektu pod nazwą TEATR MAŁY w MANUFAKTURZE – poważniej, tak by po prostu nie zdechł w momencie ledwie rozkwitu? NIE MAJĄC PIENIĘDZY nie mogę stoswonie marktigować i PR – jarowaać. Nie mogę utworzzyć stanowiska choć kilku osób, które by ten teatr ugruntowały na mapie Łodzi. I wiem doskonale,że Łodź sobie cudownie poradzi bez Teatru Małego. Źle Pan odczytał moje słowa.. i tyle. Zamykam moje komentowanie , wszak nie chcę być traktowany jak potencjalny złodziej . Moje Stowarzyszenie Komedia Łodzka, które zawaiaduje TMwM zdobyło na realizację tegoprojektu prawie mln. zł przy wpsarciu ze strony miasta Łodzi około 35 tysięcy co stanowi niecałe 5% całej kasy. Teraz zamknę TMwM zaraz po NOWYM ROKU. I bedę patrzył z boku do końca mojego zycia jak władze miasta Łodzi wydają społeczne pieniądze na Milionera Andrzeja Walczaka i jego koncepcje wielko – kulturowe z udziałem Davida Lyncha oraz koncerety dodopodobnych artystow.. a nasi łódzcy artyści niech zdychają z głodu i braku wiary we własny, często wcale niemały talent.
    Powodzenia…

    1. Szanowny Panie Mariuszu!
      Czytam, czytam – i przynajmniej staram się rozumieć…
      … jednakże nie rozumiem, czemu skorzystał Pan z tej przestrzeni, by wylać swoje żale, nie ma tu natomiast merytorycznych argumentów w sprawie postulowanej prywatyzacji kultury.
      No, może jeden: o mecenasach – władcach. Zgadzam się, jednakże twierdzę, że artyści – podobnie jak w czasach renesansu włoskiego – powinni zabiegać raczej o życzliwość prywatnych opiekunów. A nie urzędników, którzy szermując argumentem „misji kulturalnej” marnują ogromne pieniądze z budżetu na utrzymanie swoich biurokratycznych instytucji, przez co zawsze brakuje środków na kulturę sensu stricte.
      Pozostaje mi jedynie wyrazić ubolewanie z powodu Pańskiej trudnej sytuacji.
      A co do mojej działalności estradowej – wybaczy Pan, niech każdy ocenia według własnych kryteriów. Ja w każdym razie gorszy się od Pana nie czuję. 🙂
      Powodzenia.
      RM.

  4. witam ,
    dzisiaj dopiero odczytałem Pana odpowiedź i tylko jedno dołączę. Dlaczego napisałem na Pana blogu?
    Bo nie moge Panu zapomnieć kiedy mnie Pan zignorował kiedy walczyłem o realizację FANTAZEGO – nie wpadł Pan na umówiony wywiad, a socjologicczna wprawką na powyższej stronie daje Pan zank jak to dogłębnie rozumie Paan istotę rzeczy.

    A co do Pana estradowych czynów artystycznych ?
    Proszę mnie nie trakotwać jak wała, który będzie się zniżał by deprecjonować Pana udziału w kształtowaniu kultury – jakakolwiek by to dziedzina nie była. Nie staram się być w życiu maławym szczekaczem, który bedzie kąsał na przepał gdzie popadnie. Debilem Panie Remigiuszu także nie jestem. Powodzenia. z poważaniem Mariusz Pilawski

    1. Proszę Pana, mam gorącą prośbę, byśmy może spotkali się w świecie realnym i wyjaśnili sobie pewne kwestie. Internet, czyli wbrew wielu ekspertom przestrzeń publiczna, nie jest chyba dobrym miejscem do wymazywania osobistych pretensji. Na teraz dodam, że telewizja, w której pracuję nie jest moją własnością i nie zawsze działa tak, jak byśmy tego oczekiwali. Jeśli się kiedyś spotkamy, może uda mi się Panu wyjaśnić powody mojej ówczesnej nieobecności. Zaś co do mojego „rozumienia rzeczy” – Pan wybaczy, ale blogosfera właśnie po to istnieje, by osoby zainteresowane prezentacją własnych poglądów tutaj to robiły. Jeśli Pańskie „rozumienie rzeczy” jest inne, to niech Pan sobie założy bloga i tam je prezentuje.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *