O zajściach na manifestacji narodowców, czyli jak rozumiem wolność?

W Łodzi odbyła się manifestacja antykomunistyczna. Bojowcy Młodzieży Wszechpolskiej i ONR poszli z transparentami, wznosząc okrzyki, domagające się rozliczenia czerwonych generałów. Nie tylko za stan wojenny i śmierć kilkudziesięciu ludzi – za całą formację ustrojową, prowadzącą z zapleczem sowieckiego aparatu do całkowitej degrengolady gospodarczej Polski i sąsiednich krajów demo-ludowych.

Leszek Jażdżewski, szef redakcji czasopisma „Liberte” poszedł z motyką na słońce i stanął na drodze narodowemu pochodowi. Wyniósł przed siebie własny transparent, przypominając, że prezydent Gabriel Narutowicz zginął z ręki złych endeków. Chciał przez to nakłonić kilkusetosobową grupę „endeckiej” młodzieży do złagodzenia nastrojów bojowych, przyjęcia za to idei pojednania z czerwonymi. Próbował namawiać do zgody, lecz nie udało się, poległ w swym zamiarze. Został opluty i zwyzywany, dzięki interwencji ochrony nie doszło na szczęście do rękoczynów…

I po co Ci to było, Lechu? Prowadzony przez Ciebie magazyn ma namawiać do wolności, ma to nawet w tytule. Cóż to za wolność, jeśli nie wolno manifestować własnych poglądów? Narodowcy mówią wprawdzie o karze śmierci dla watażków poprzedniego systemu, ale w ich (słusznym zresztą) zamiarze kryje się głód sprawiedliwości. Chcą, by ukarać kogoś za zabijanie w myśl politycznych idei. Dokładnie tak samo protestował lewicowy świat na rzecz zgonu generała Pinocheta, który dzięki wojskowemu przewrotowi uwolnił Chile od dyktatu czerwonego potwora: Allende. Z tym tylko, że doszedł do władzy, zabijając po drodze swych przeciwników politycznych. „Postępowcy” – ci sami, którzy teraz w Polsce bronią Jaruzelskiego – zażarcie nienawidzili reżimu Pinocheta, z miejsca chrzcząc go mianem krwawego dyktatora… Bestia strzelała do ludzi dokładnie identycznie, jak generał Jaruzelski i jego sowieccy poplecznicy. Niemniej Chile za rządów tej bestii zyskało spokój i gospodarczy dobrobyt. Co było wtedy w Polsce, wszyscy doskonale wiemy. Niektórzy (jak ja) sami to widzieli, inni uczą się na lekcjach historii: szczęśliwie jeszcze ze szkół nie wycofanych.

Leszku, nie wspieram tych, którzy Cię opluwali. W ogóle nie jestem narodowcem: libertarianie albo liberałowie gospodarczy nie widzą sensu w zamykaniu przepływu pieniądza sztucznymi barierami narodowych granic. Ale w tym akurat młodych polskich moherów wspieram całą duszą, by wreszcie rozliczyć komunistyczną bandę za to, co zrobiła Polsce i rodzinom zastrzelonych opozycjonistów. Mordowanych, przypomnę,  jedynie w myśl obrony własnych interesów polityczno-ustrojowych. Jak mawiał towarzysz Zenon Kliszko: „z kontrrewolucją się nie rozmawia, do niej się strzela!” Ci, co wtedy strzelali, teraz bezwarunkowo zasługują na karę. I rację mają ci, którzy w ramach dziś pielęgnowanej wolności słowa domagają się zadośćuczynienia.

„Liberte” ma być pismem wolnościowym. Z przykrością stwierdzam, że jest kolejną fałszywką, jedynie udającą sztandar, który ma bronić wolnościowych idei. Po pierwsze: liberałowie nigdy w swoich wypowiedziach nie będą wspierać się poglądami Michnika, Geremka czy Kuronia.  Zacytują natomiast Von Hayeka, Von Misesa i Friedmana. Powołają się na Kisielewskiego, nie będą apologetami Balcerowicza. Z prostego powodu: autorytety, stale obecne na łamach „Liberte” nie są żadnymi liberałami. W swojej działalności, jak inni socjaliści, ciągle dawali wyraz fascynacji państwowym interwencjonizmem… Jeśli redaktor naczelny pisma sam, własnym działaniem, daje nadto wyraźny dowód braku poszanowania idei wolności słowa – niech lepiej czym prędzej zrezygnuje z liberalnej retoryki, bo jej mocno nadużywa, wypaczając sens wolnościowego paradygmatu.

Nie popieram agresorów spod znaku ONR czy MP – wtedy, gdy napadają kogoś na ulicy. Tak samo staję się wojującym Żydem, gdy spotykam skinheadów, biorących na buty przedstawiciela starozakonnego wyznania… Ale w myśl tej samej zasady będę walczącym skinem, jeśli jednego z „łysych” katować będą na drodze uzbrojeni w kije anarchiści… Bo nie chodzi wcale o wspieranie politycznej idei. Trzeba z całych sił przeciwstawiać się draństwu i podłości, wszystko jedno, pod jakim występują sztandarem.

 

EDIT: W swojej relacji na łamach www.salon24.pl Leszek Jażdżewski wyjaśnia, że jednak został pobity:

http://industrial.salon24.pl/472970,leszek-jazdzewski-narodowcy-wprawdzie-juz-bija-ale-jeszcze-sl

Potępiam agresorów – nasza wolność kończy się tam, gdzie zaczyna się nietykalność drugiego człowieka! Nie potępiam samej manifestacji: niech wreszcie ktoś dobierze się do skóry tym, którzy sprzedali Polskę i mordowali jej wolnych obywateli.

4 odpowiedzi na “O zajściach na manifestacji narodowców, czyli jak rozumiem wolność?”

  1. Nic dodać, nic ująć.
    Bardzo dobrze się czyta.
    Gdy pierwszy raz zobaczyłem „twarze” tego całego Liberte – poczułem dziwny smrodek.
    Będę tu regularnie zaglądał.

  2. Czas najwyższy zaostrzyć prawo i skrócić samowolkę takich chuliganów jak narodowcy, czy kibole. Czas najwyższy zauważyć, że to już nie są demonstracje tylko ustawki.

    Wojciech Nowaczyk

  3. Bardzo ” zgrabna” zbitka: chuligan, narodowiec, bandzior, kibol, szkodnik, patriota, nacjonalista, narkoman = wróg ludu

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.