O porażce, czyli naród ekstazy pozbawiony…

Nie udało się. Najpierw, w przerwie, radosne okrzyki na całym osiedlu… Kilkadziesiąt minut później tylko smętne, pojedyncze trąbienie jednej wuwuzeli. Polska odpadła z Euro i nic tego nie zmieni, pozamiatane. Piękny sen się skończył.

Najpierw rzut oka na tabelę: awansuje Grecja (super, dzielni Spartanie pogonili Rosję, nikt na nich nie stawiał!) i Czesi, dzięki zwycięstwu z nami. Również należą się gratulacje: grając bez Rosickiego, nadto po ciężkim laniu od Rosjan, rozpracowali nas genialnie, eliminując wszystkie polskie atuty. Wystarczył jeden gol długowłosego Jiraćka, jeszcze przed meczem Czechów z Grecją wychodzącego na boisko ze strachem w oczach, co skrupulatnie pokazały nam telewizyjne kamery.

Cóż możemy powiedzieć? Stało się to, co przed turniejem wyliczały nam statystyki. Jednak w trakcie rozgrywek nasza drużyna przynajmniej kilka razy dała nam powody do ogromnej satysfakcji. Było jednak zbyt mało tych chwil – nie dość dużo, by grać w gronie europejskiej elity. Wystarczająco, by dać nam trochę radości – i nadzieję. Co ugraliśmy? Jedną super zagraną połowę w meczu z Grecją, tę pierwszą. Kolejną, porywającą połowę w meczu z Rosją. Tę drugą. Oraz mniej więcej dwadzieścia pierwszych minut meczu z Czechami, gdy – nawet schodząc z piłkarzami na przerwę – mieliśmy uzasadnioną nadzieję, że zagramy w tym turnieju dalej.

Czy genialna strategia taktyczna drużyny czeskiej, czy też brak u nas pary po wyczerpującej rozgrywce przeciw Rosji (mimo buńczucznych zapowiedzi na Czechy) zdecydowały o naszej porażce, trudno przesądzić. To zresztą nie ma teraz żadnego znaczenia. Jest jedna konstatacja, bardzo miła: na tym turnieju Polska zagrała bez wstydu. Zadała kłam teorii, jakoby samo automatyczne mianowanie na EURO stawiało Polskę w roli najgorszej drużyny w całej stawce, a przynajmniej jednego z dwojga outsiderów. Wstydu nie było, odpadliśmy bez hańby. Z podniesionym czołem. I z tego należy się cieszyć – a po mistrzostwach zostaną nam drogi i dworce. Być może nawet stadionom uda się zarobić na swoje utrzymanie.

A przed drużyną Biało – Czerwonych ciekawe dwa lata przygotowań do kolejnego Mundialu. Już ponoć bez Franka Smudy…  Szkoda, mógłby prowadzić tę pakę dalej. Na pewno jest zaczyn drużyny, po uzupełnieniu jej wartościowymi, młodymi zawodnikami mogłaby zajść na World Cup wysoko.Tymczasem, przynajmniej na razie, przyszłość kadry rysuje się pod wielkim znakiem zapytania…

Jedna odpowiedź do “O porażce, czyli naród ekstazy pozbawiony…”

  1. Powinniśmy być w grupie tylko z San Marino, Wyspami Owczymi i Andorą…?
    Jak spadać, to z wysokiego konia, a spadliśmy z kucyka.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *