Niby nowa drużyna, a jakoś znajomo… Reprezentacja Polski piłkarzy ręcznych, już pod wodzą trenera Michaela Bieglera, walczy w hiszpańskim mundialu o naprawę reputacji, nadwątlonej nieco brakiem sukcesów w ostatnich latach. Znajomo na parkiecie, bo zespół narodowy wciąż opiera się na doświadczonych filarach – bracia Jureccy, Sławek Szmal, Krzysztof Lijewski, Bartłomiej Jaszka… Rewolucji nie było, bo nowe twarze zdecydowanie pełnią w zespole drugorzędne funkcje. Przed pierwszym meczem z Białorusią właściwie tylko Robert Orzechowski pojawił się w podstawowej siódemce – reszta to rezerwowi, czekają na swoją szansę.
Polska wygrała z Białorusią dwoma bramkami. To dobry wynik, lecz wciąż mówi niewiele o potencjale naszej drużyny. Z szacunkiem dla rywala, nie postawił naszym poprzeczki zbyt wysoko, jedna tylko gwiazda (Rutenko) to za mało na zespół ze światowej czołówki, jakim wciąż są Polacy. Problem w tym, że czołowa dziesiątka dzisiejszego handballa to grupa szalenie wyrównana i wynik w każdym spotkaniu podobnych sobie przeciwników jest na tym poziomie sprawą otwartą. Zatem prawdziwym sprawdzianem dla biało-czerwonych będą dopiero mecze z rywalami najwyższej światowej półki.
Co na dziś można pochwalić? Z pewnością większą konsekwencję w obronie, dynamikę w powrocie do defensywy, wytrzymałość zespołu (grali cały mecz w bardzo dobrym, szybkim tempie) – wreszcie uniwersalizm strzelecki, każdy rzuca,wariantów w ataku jest sporo. No i dyspozycja Szmala, gra jak dawniej – niektórzy skreślili go przedwcześnie, a on po prostu wyleczył urazy i wrócił do dawnej skuteczności. Co ganimy? Na pewno nonszalancję w ofensywie, bo zbyt wiele dogodnych okazji nasi jeszcze marnują. W ataku ciężar gry spoczywa ponadto na drugiej linii, skrzydeł nie używamy praktycznie w ogóle. A gra bokami zawsze rozciąga szyki obronne rywala… Mam też nadzieję, że trener Biegler pozwoli na turnieju pograć zmiennikom, bo wariant z dziesięcioma zawodnikami na boisku w czasie meczowej godziny jest w przekroju długich rozgrywek mocno ryzykowny. Średnia wieku naszej drużyny z pewnością nie jest najniższa w turniejowej stawce. Problem z meczu otwarcia to także brak koncentracji w drugiej połowie: pod koniec nasi, prowadząc bezpiecznie kilkoma bramkami, wyraźnie przysnęli, fundując nam nerwową końcówkę. Mimo ambicji rywala, należało jednak zachować czujność do końca. Na pewno zawodnicy powinni między sobą przedyskutować temat skupienia i należytej uwagi, bo turniejowi przeciwnicy z pewnością walczyć będą do ostatniej minuty.
Mimo tych paru mankamentów – jest dobrze. Pod wodzą niemieckiego trenera polska drużyna jeszcze nie przegrała, choć faktycznie mecze z wielkimi rywalami dopiero przed nami. Obyśmy mieli po nich mnóstwo satysfakcji, bo na mistrzostwach świata mają Polacy dużą szansę pokazać się z dobrej strony i osiągnąć dobry wynik. Trzeba jednak wszystko wygrywać – a ten cel biało-czerwoni z pewnością mają w zasięgu ręki. Czekamy na pomyślne wieści z Barcelony!