O Polakach na EURO, czyli wielkie zdziwienia…

EURO sypie niespodziankami. Ktoś mógłby się na przykład dziwić, że polska drużyna ma na koncie dwa remisy… A przecież taki scenariusz łatwo było przewidzieć. Mnie się – niestety – nie udało. Byłem pewien, że po dwóch spotkaniach będzie z Polską „pozamiatane” w jedną lub w drugą stronę, wskutek czego między słupki spokojnie wejdzie Grzegorz Sandomierski:

http://remigiuszmielczarek.blog.pl/2012/05/29/o-grzegorzu-sandomierskim-czyli-ktos-niezle-lody-kreci/

Przepowiednia się nie spełni, raczej na sto procent – chociaż… Poczekajmy do soboty. Lecz chyba tylko trener nie będący przy zdrowych zmysłach mógłby przy dylemacie: Szczęsny/Tytoń wybrać trzecią wersję zdarzeń, czyli Sandomierskiego. Toteż chyba już dziś mogę uczciwie przyznać, że spiskowa teoria klapnęła mi niczym naleśnik. Wcale się tym nie martwię! Polacy mają realną szansę na wyjście z grupy, czyli największy sukces piłkarski XXI wieku. Wierzę w nich, są strasznie naładowani chęcią walki i zwyciężania. Chyba chcą udowodnić światu, że niesłusznie zostali okrzyknięci najsłabszą drużyną turniejowej stawki. Świetnie – nic tak Polakowi dobrze nie robi, jak wejście na ambicję. Oby tylko starczyło sił!  A poza tym, zdarzyło mi się również wieszczyć coś takiego:

http://remigiuszmielczarek.blog.pl/2012/03/01/o-naszych-grajkach-czyli-jak-bedzie-na-euro/

Miałem bowiem pewność, że już kilka miesięcy przed turniejem pewne jaskółki „czyniły wiosnę”, jaką dziś obserwujemy w wykonaniu naszej drużyny. A wszystko sympatycznie pachnie analogią z mistrzostwami świata Espańa 82, gdzie Polacy też po dwóch meczach mieli na koncie dwa remisy. Zaś potem „puknęli” Peru 5:1 – co daj Boże i tym razem, choć z mniej egzotycznym rywalem.

Bardzo dobrze by się stało, gdybyśmy sympatycznych Czechów „powieźli”, czyli awansowali dalej. A jeszcze jakby w ćwierćfinale czekali na nas Niemcy? Wyobraźmy sobie pierwszy w historii, spektakularny triumf Biało-Czerwonych nad Niemcami w Gdańsku. O matko kochana! Co by się wtedy działo! Już widać ten wielki transparent, wywieszony na pomniku Westerplatte: „Wzięliśmy rewanż za 1 września” – lub coś w tym rodzaju… Ech, niesmaczne żarty na bok, ale jakby tak pomyśleć chwilę, to sportowy scenariusz podobnych wydarzeń jest – przy obecnej formie Polaków – całkiem realny. Jedno jest pewne, dziś jeszcze wiemy niewiele, ale równie dobrze może nam się przytrafić spektakularny upadek, jak też i sukces, jakiego polska ziemia nie widziała. Choćby za taki stan rzeczy należy się całemu zespołowi, Frankowi oczywiście też, wielkie podziękowanie. Gramy z Europą bez obciachu – i to już teraz jest ogromny plus tego turnieju.

Nie wiem jak Wy,  ja na Czechów wolałbym w bramce Tytonia. Umiejętnościami nie odstaje od Szczęsnego, psychikę ma chyba mocniejszą (choć trochę mniejsze ogranie na najwyższym piłkarskim szczeblu) – i ma coś, chyba najcenniejszego, co mu się w tym EURO przydarzyło. Mianowicie „gaz”, wynikający z fartownej obrony karnego i udanego występu z Rosją. Jest spokojny, pewnie stoi na nogach. To ważne w meczu „o wszystko”, bo tutaj czynnik odporności psychicznej będzie odgrywał ogromną rolę.

Jedna odpowiedź do “O Polakach na EURO, czyli wielkie zdziwienia…”

  1. Rany jak mi się ten design podoba… Pełna profeska i wzór dla wszystkich, jakże często daremnych graficznie blogów. Pozdrawiam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.