Mój ukochany Widzew ruszył do boju o utrzymanie w ekstraklasie. Nie trzeba było oglądać kompromitacji Lecha w Bradze by wiedzieć, że bez względu na pucharowe konfrontacje Mistrza Polski będzie on trudnym rywalem na inaugurację rundy wiosennej. Mimo to nie brakowało opinii, że jest to rywal do ogrania. Kibicom marzyła się więc zdobycz punktowa, a punktów brakuje dziś Widzewowi jak powietrza.
Widzew zagrał w Poznaniu efektownie. Większą część meczu prowadził grę, w pierwszej połowie robił groźne akcje oskrzydlające. Mogły podobać się szybkie rajdy bocznych pomocników – Adriana Budki z prawej, Pawła Grischoka z lewej strony, wsparte szarżami ofensywnie nastawionych obrońców: Bena i Dudu. Zwłaszcza postawa Bena Radhii mogła się podobać, dużo biegał, schodził do środka, w kilku akcjach wkręcał rywali jak tyczki… Cóż z tego, skoro „na stojaka” grający Lech wykorzystał jedną jedyną szansę, by jeszcze przed przerwą strzelić bramkę. Podawał z głębi pola Murawski, Dudu nie upilnował na jedenastym metrze dobrze ustawionego Wilka, Szymanek nie zdążył z asekuracją – i było 1:0. Mimo to Widzewiacy nadal grali ambitnie, choć nasi napastnicy – Sernas i Grzelczak, dokładnie pilnowani w sektorze poznańskiej defensywy, nie potrafili wykorzystać kilku dobrych zagrań ze skrzydeł.
Druga połowa obnażyła – niestety – wszystkie słabości zespołu, które trener Czesław Michniewicz będzie musiał jakoś okiełznać, jeśli marzy o zachowaniu miejsca w ekstraklasie. Przede wszystkim, gdy Lech zagrał pressingiem, czyli ustawił wyżej obronę, atak pozycyjny Łodzian przestał zagrażać bramce rywala, bo kończył się przed jego polem karnym. Lech odciął od podań napastników Widzewa, nasi skrzydłowi szybko stracili dynamikę, trzeba było ich zmienić, a rezerwowi nie poprawili gry drużyny. Żeby zagrozić Lechitom, należało w drugiej połowie złamać schematyczny sposób ataku, w którym większość akcji przeprowadzają boczni zawodnicy, dośrodkowując piłkę. Aż prosiło się stworzyć przewagę niekonwencjonalnymi zagraniami ze środka pola, w której to strefie Widzewowi brakuje indywidualności. Na boisku pojawił się wprawdzie Riku Riski, nowy nabytek z Finlandii, który dostał koszulkę z numerem dziesięć – ale w Poznaniu zmienił na prawej flance Adriana Budkę. Czemu trener przy tej zmianie obawiał się przesunąć na skrzydło uniwersalnego Łukasza Brozia, a dać szansę Finowi na pokazanie się w środku pola? Nadal nie wiemy, jakie są możliwości tego zawodnika, a kreatywny środkowy pomocnik w Widzewie jest obecnie bardzo potrzebny. Zwłaszcza, gdy raczej defensywnie ustawiany Mindaugas Panka ma słabszy dzień, jak w meczu z Lechem, brak dobrego rozgrywającego staje się jaskrawy. I niestety decyduje o końcowym rezultacie.
Stawiam zatem tezę, że to nie brak napastników, ale właśnie klasowego playmakera jest w tej chwili najpilniejszą potrzebą Widzewa, zresztą nie od dzisiaj. Zawodnicy pierwszej linii, jak Sernas, Grzelczak, a na pewno także Oziębała czy Nakoulma (gdy wyleczą kontuzję) będą w stanie skutecznie wykańczać akcje, byleby nie zabrakło ostatniego podania, otwierającego drogę do bramki. Mecze z rywalami, którzy przyjrzą się trochę bliżej widzewskiej taktyce blokując nam skrzydła, kończą się w tym sezonie irytującymi stratami punktów. Czas podjąć ryzyko i dać komuś poszaleć na środku boiska, nieważne czy będzie to Riski, Djurić, może inny zawodnik okaże się objawieniem wiosny? Tak czy owak problem istnieje i głęboko wierzę, że trener Michniewicz jakoś znajdzie remedium na kłopoty. Inaczej szybko zrobi się bardzo gorąco…
Patrząc na mecz 'z drugiej strony trybun’ nie sposób nie zauważyć, że to widzewiacy sprawiali wrażenie lepiej przygotowanych do meczu. Lech był wyraźnie ociężały, brakowało przyspieszenia gry, które jesienią było znakiem firmowym Kolejorza. W Widzewie chyba najbardziej rozczarował mnie Sernas, który nie potrafił wyprowadzić w pole doświadczonych obrońców Mistrza Polski, i w rezultacie nie grał nic. Ale co gorsza to lechici ponownie pokazali, że potrafią przespać ligowe spotkanie. Całą nadzieja w tym, że po prostu zbierali siły na dzisiejszy pojedynek z Polonią.
Postawy kiboli Widzewa, którzy fajnie pomyślaną oprawę postanowili przekształcić w zadymę pozwolę sobie nie skomentować.
@Buphallo: Lechici mieli prawo być zmęczeni po wyprawie do Bragi, a na zdecydowany plus ich zespołu należy zapisać umiejętność wykorzystywania sytuacji podbramkowych. Mieli je dokładnie dwie, z czego jedną wykorzystaną – może i przespali spotkanie, ale je wygrali, co znaczy, że byli lepsi. 🙂 Kibice: ja również nie zamierzam komentować ich zachowania. Bardzo szkoda mi lat, gdy obowiązywał „ultrasowski układzik”, w którym kibice Widzewa i Lecha rywalizowali ze sobą jedynie na pozytywny doping i wielkość oprawy… To był zaczyn normalności i jak zawsze w Polsce, szybko się skończył. 🙁