Śląsk wygrał z Widzewem, bo lepiej grał w piłkę. Podobnie wcześniej było z Legią i Górnikiem Zabrze. Z Koroną i Zawiszą poszło dobrze, bo rywale byli słabsi… Czy jest sens wypisywać podobne banały? Tak, ponieważ organizacyjna niestabilność klubu Widzew Łódź oraz chwiejność sportowej formy jego piłkarskiej drużyny budzi niepokój kibiców, powodując – zwłaszcza w necie – burzliwą wymianę nasączonych emocjami głosów.
Widzew gra nierówno, bo w zasadzie nie ma jeszcze tego zespołu. Zawirowania, związane z nałożonym zakazem transferowym; przewlekające się sprawy sprzedaży lub wypożyczeń kilku piłkarzy; wreszcie bałagan wokół stadionowej inwestycji. To wszystko sprawiło, że działacze Widzewa (pewnie lekko przytłoczeni nadmiarem obowiązków…) nie poradzili sobie z tematem zbudowania zespołu do walki w Ekstraklasie od pierwszej kolejki nowych rozgrywek. Dopiero zamknięcie okienka transferowego z ostatnim dniem sierpnia może pomóc w ocenie tego, jaką drużynę Widzewa oglądać będziemy w rundzie jesiennej – i na co zespół może być stać w perspektywie nowej formuły tej ligi.
Trener Radosław Mroczkowski, jak zwykle, ma trudne zadanie. Gdybym ja musiał zarządzać zespołem, w którym co tydzień zmieniają się ludzie, nie wiadomo, jak wyglądać będą predyspozycje ich następców oraz jak w takim razie zbudować kolektyw, oparty na wzajemnym zrozumieniu poszczególnych indywiduów (nadto obsadzonych przy najlepszych dla siebie zadaniach), to chyba strzeliłbym sobie w głowę. Tymczasem pan Radek właśnie w takich warunkach pracuje – i jeszcze wymaga się od niego sukcesów, od samego startu. Na miejscu trenera w ogóle bym się nie patyczkował z Phibelem, który już w meczu z Legią pokazał swoje wątpliwej konduity nastawienie do dalszej gry w tym zespole… Kłopot w tym, ze nie bardzo było wiadomo, kim chłopaka zastąpić. Niestety, pokazały to wyraźnie kolejne mecze, łącznie z wczorajszym: obrony nie mamy, trzeba natychmiast załatać dziury na newralgicznych pozycjach środkowych defensorów! Gdy trafi się przy okazji słaba dyspozycja pomocników defensywnych (co się stało z Okachim???) – rywale wchodzą w nas środkiem jak w masło, przy kilku zaledwie prostopadłych zagrywkach „z klepki” rozmontowując rozglądającą się bezradnie wokół obronę… A w tej formacji, jak wiemy, kluczowe jest zrozumienie całej linii, asekuracja i wręcz instynktowne ustawianie się pod dany wariant ataku przeciwnika. Bez dobrych piłkarzy, nadto komunikujących się poprawnie tudzież posiadających wypracowany na treningach system wspólnego działania, sukcesu na poziomie ekstraklasy nie będzie. Potwierdza to smutny fakt trzynastu straconych przez Widzew bramek, co jest najsłabszym bilansem początku rundy ze wszystkich drużyn tego poziomu gier.
Poza brakiem najbardziej elementarnej wiedzy, czyli kto będzie tak naprawdę grał w tej drużynie – i jaki poziom będą ci piłkarze gwarantowali – nie bardzo chyba wiemy, kto jaką rolę w tym zespole ma wypełniać. Obawiam się, choć nie jest to wina trenera, że sam szkoleniowiec znajduje się dopiero na etapie sprawdzania, jaką funkcję powierzyć każdemu z tych chłopaków. Po testach, w miejsce wytransferowanych obrońców, dojdzie jeden lub dwóch stoperów (może ktoś jeszcze obok Lafrance’a) – lecz nominalnie Widzew ma już w składzie kilku ludzi, którzy mogą grać na środku obrony, gdy brakuje Phibela i Abbesa. Augustyniak, Mroziński, Nowak, nawet Kasprzak, Stępiński… Choćby wymieniona piątka ma warunki do gry na tej pozycji: trzeba się tylko zdecydować, który będzie w bieżącej rundzie stoperem, oraz ich ze sobą zestawić. A na treningu do bólu zgrywać i ćwiczyć schematy obrony w czteroosobowym bloku defensywnym, bo inaczej nie da się tego załatwić. To samo dotyczy każdej właściwie pozycji w drugiej linii, może jasna stała się jedynie kwestia z Batroviciem w roli ofensywnego pomocnika: jeśli dzisiaj to on ma obsługiwać podaniami Visnjakovsa, to chyba tak już zostanie. Kłopot będzie wtedy, gdy Widzew będzie musiał wystąpić bez swojego czołowego strzelca: na konferencji we Wrocławiu trener przyznał otwarcie, że zespół „gra na Wiśnię”. A innych wariantów ataku raczej nie ma. Rozumiemy, że przy ustabilizowaniu się sytuacji personalnej nowe warianty ofensywne będą się stopniowo pojawiały, bo w ekstraklasie nie będzie łatwo wygrywać spotkań bez ich stosowania. Zwłaszcza, gdy nieszczęśliwie Eduards Visnjakovs złapie kontuzję… Odpukajmy! Jednakże, co wydaje się jasne, trener musi mieć w zanadrzu opcję gry z człowiekiem, który „Wiśnię” będzie miał możliwość zastąpić – jak również takiej, gdy bramki strzelają także pomocnicy. Nawet w Borussii, grającej „na Lewego”, praktycznie każdy z zawodników drugiej linii ma stanowić zagrożenie. W Widzewie żaden z dwójki defensywnych nie włącza się do akcji w ataku pozycyjnym (zostaje dziura, a rywal gra w liczebnej przewadze) – a skrzydłowi rzadko kiedy wymieniają się przy liniach z bocznymi obrońcami. Zatem ataki Widzewa są rachityczne, pozbawione siły i dynamiki: tak bardzo trudno jest zaskoczyć rywala skutecznym strzałem. Ja wiem – to nie Borussia ani Barcelona, trzeba grać pod wykonawców, jakich się ma. Problem, że jakoś trzeba grać, by zdobywać punkty. A tych już zaczyna zespołowi brakować.
Poczekajmy więc cierpliwie z ocenami, już wkrótce zamknie się okienko transferowe. Najpilniejszym zadaniem sztabu szkoleniowego drużyny wydaje się jednak przetrwanie tych ciężkich momentów z jak najmniejszą stratą punktową, a potem (już przy stabilnej kadrze) jak najszybsze dopracowanie się racjonalnych wariantów gry, zarówno w ataku jak w obronie. Przypomnijmy – na razie, mimo trudności, Widzew robi swoje. Ugrywa punkty u siebie, a przegrywa jedynie w konfrontacjach z faworytami.