Nie można było tak przez cały sezon? – chciało się krzyczeć, oglądając mecz Widzewa z Wisłą… Albo chociaż od początku rundy! Łodzianie rozegrali kapitalne spotkanie w stylu, jaki powinien od dawna w ich poczynaniach dominować. Szybka, ambitna, agresywna gra, w ciągłym naporze na bramkę przeciwnika. Obrona i atak całym zespołem, pressing do ostatniej minuty, mnóstwo sytuacji, strzały, gole, wreszcie – upragnione zwycięstwo, tak bardzo przy Alei Piłsudskiego oczekiwane przez wiernych kibiców. Już niewielu miało nadzieję na utrzymanie się Widzewa w ekstraklasie. Teraz, po takim meczu i wygranej nad faworyzowanym przeciwnikiem, nadzieje odżyły. Jeśli Łodzianie podtrzymają formę, okażą się w Szczecinie o jedną bramkę lepsi od Pogoni, to w eksperymentalnej rundzie końcowej (zwłaszcza, jeśli rywale w walce o utrzymanie przegrają za tydzień swoje mecze) mają szansę powalczyć o miejsce w ligowym peletonie.
Przeciwko Wiśle mieliśmy do czynienia z dobrą grą Widzewa, ale też pierwszą tegoroczną próbą stabilizacji składu: Łodzianie wybiegli w zestawieniu, które zaczęło poprzedni mecz z Cracovią. Trener Artur Skowronek znalazł chyba wreszcie wykonawców swojego planu, a może inaczej – wreszcie znalazł plan, według którego powinna grać ta drużyna. Poza Eduardsem Visnjakovsem są w niej, patrząc na pierwszą jedenastkę, sami Polacy. Nie chodzi o narodowy szowinizm, ale może o łatwość porozumiewania się między formacjami, a także w szeregach ich samych, „poziomo”. Efekt jest dobry, a zaangażowanie w grę też jakby inne u młodych, krajowych wilczków. Szkoda, że dzieje się to bardzo późno – oby nie zbyt późno dla zespołu, który nagle zaczął objawiać potencjał godny ekstraklasy, o który wszak drużynę znawcy tematu od dawna podejrzewali. Pewnie jest tak, że w sporcie nic nie dzieje się z dnia na dzień. Trener objął rządy w zespole, mając do dyspozycji czas zimowych przygotowań oraz kilka wzmocnień personalnych. Dopiero teraz sprowadzeni zawodnicy okazują swą przydatność dla drużyny, może potrzebowali aklimatyzacji, a może należało ich od dawna inaczej ustawiać lub przydzielać im bardziej czytelne zadania… Coś nie zagrało, jakby brakło koncepcji, odwagi, może trenerowi podcięła skrzydła pierwsza porażka w Bielsku-Białej? Teraz jednak nie ma co rozpaczać. Jest cień szansy, więc należy rzucić do walki wszystkie siły. Mecz z Wisłą pokazuje, że piłkarze Widzewa wreszcie zrozumieli: bez maksymalnej determinacji utrzymać tej ekstraklasy się nie da. Gdy jakimś cudem cel zostanie osiągnięty, a boiskowemu zaangażowaniu towarzyszyć będą kolejne zdobywane punkty, kibice łatwo wybaczą zespołowi początkowy brak sukcesów. W innym przypadku na pewno „rozliczą” klub i jego pracowników, a nam będzie bardzo szkoda tej drużyny, która pokazała, że może być lepsza od krajowych potentatów. Musi tylko chcieć biegać i harować na boisku.