O dziwnościach w sporcie, czyli wiek oszustów

Sport staje się coraz mniej „sportowy”, to znaczy, ma coraz mniej wspólnego z uczciwą rywalizacją. Afery dopingowe, dziwne majstrowanie w zasadach gry (systemy rozgrywek, ale też np. kostiumy pływaków czy skoczków narciarskich), wielkie pieniądze i niejasne układy. Kolejne dyscypliny dołączają do listy podejrzanych, bo kibice – choć niby wszystko lub prawie wszystko jest legalne – widzą gołym okiem, że za rywalizacją stoi gigantyczny przekręt.

Najpierw świat bulwersował się aferami dopingowymi – kolarzy, sztangistów… Nawet dzielna Justyna Kowalczyk każdej zimy walczyć musi z naszprycowaną Norweżką, bo władze światowego związku narciarzy pozwalają Bjoergen „leczyć się na astmę”, oczywiście zupełnie przypadkowo lekiem, dzięki któremu łatwiej się biega…

Teraz obudziły się demony lekkiej atletyki, konkretnie – dwa. Jeden nazywa się Caster Semenya i biega jako kobieta w reprezentacji RPA. Kłopot w tym, że nie wiadomo, czy przypadkiem nie jest facetem. Przeprowadzono tzw. test płci zawodniczki, czyli mówiąc trywialnie ktoś zajrzał jej pod majtki. Niestety, wyniku testu nie ujawniono. Ciekawe, dlaczego. Jakieś dwa lata temu specjalna komisja międzynarodowych ekspertów przyznała, że Caster jest obojnakiem, ma wewnątrz ciała ukryte męskie jądra, wskutek czego ma też o wiele więcej testosteronu niż kobiety, z którymi rywalizuje na bieżni. Ale nikomu nie przyszło do głowy, by ją dyskryminować, zakazując startu w jednej konkurencji z kobietami.

Drugi demon to Oscar Pistorius, również reprezentujący barwy Republiki Południowej Afryki. Czterystumetrowiec stracił w dzieciństwie obie nogi, ze specjalnymi protezami startował jednak w paraolimpiadach. Od czterech lat biega również w imprezach dla pełnosprawnych zawodników, szykuje się na przyszłoroczne igrzyska w Londynie. Jest tylko mały problem: protezy z włókna węglowego, na których Oscar mknie po medale, dają mu według ekspertów dużą przewagę nad zawodnikami, walczącymi o zwycięstwa na naturalnych kończynach.

Dla kibiców na całym świecie jest jasne, że oba przypadki absolutnie przeczą zasadzie równych szans na starcie. Z pozasportowych powodów nikt z rządzących sportem nie widzi potrzeby zawieszenia Caster do chwili, gdy zdecyduje się na medyczne rozwiązanie problemu swojej męskości (jeśli chce biegać z kobietami, to niech sobie jądra usunie) – ani też zorganizowania na igrzyskach specjalnej konkurencji dla biegaczy o stalowych nogach… Czemu równych szans nie ma? Spytajcie urzędników, zajmujących się ustalaniem zasad rywalizacji różnych dyscyplin sportowych, oczywiście za pieniądze podatników w molochach, jakimi są związki sportowe w każdym państwie i na każdym poziomie, również międzynarodowym. Dopóki sportem kierować będą urzędnicze koterie, podatne na finansowe wpływy ze strony m.in. podejrzanych środowisk, zajmujących się dystrybucją nie do końca jawnych pieniędzy, sport czysty nie będzie.

Podzielam zdanie osób, które głosują za legalizacją dopingu: jeśli tak ciężko zwalczać doping, jeśli z wielkimi oporami idzie zorganizowanie jakiegokolwiek systemu, wykluczającego stosowanie w sporcie „dopalających” substancji – zalegalizujmy wszelki doping! I tak wiadomo, że szprycują się zawodnicy każdej dyscypliny, niech więc robią to legalnie. Że narażają w ten sposób swoje zdrowie – a, to już ich prywatny problem.Chcącemu nie dzieje się krzywda. Przynajmniej kibice będą świadkami uczciwej rywalizacji.