Zdarzenie sportowe, jakim stało się wyrzucenie Chemika Police za burtę walki o medale w Tauron Lidze 2022/23, przeszło do historii polskiej siatkówki. Na zespół GROT Budowlanych raczej nie stawiał nikt. Pretendentki były skazywane na pożarcie jako zespół niższy wzrostem, mniej wartościowy na papierze, stworzony przez zawodniczki o niezbyt okazałych kartotekach sportowych… A jednak Dawid pokonał Goliata. Czy wiemy, dlaczego tak się stało?
Do końca chyba nie wiemy, ale możemy przynajmniej spróbować dotrzeć do prawdy. Otóż jako spiker tej drużyny miałem okazję obserwować wszystkie domowe mecze GROT Budowlanych w żywym planie, a jako dziennikarz relacjonujący jej spotkania – wszystkie wyjazdowe, zarówno w lidze jak i pucharach, w planie telewizyjnym. Nie przepuściłem żadnego pojedynku. W przekroju całego sezonu rzucała się w oczy jedna przypadłość: amplituda formy. Zespół grał nierówno, potrafił głupio tracić punkty, będąc samemu dla siebie największym przeciwnikiem.
Czasem decydowała forma sportowa (zmęczenie, przecież drużyna grała na kilku frontach), nieraz problemy zdrowotne, innym razem przeciwniczki – wykorzystując choćby przewagę wzrostu na siatce i swoje wysokie kompetencje taktyczne – okazywały się zwyczajnie lepsze. Jak to w sporcie. Łódzki zespół w generalnej ocenie sezonu i tak osiągnął dużo: ćwierćfinał Pucharu CEV, półfinał Pucharu Polski, wreszcie półfinał Mistrzostw Polski, choć rundę zasadniczą udało się zakończyć dopiero na szóstym miejscu.
Chcę jednak powiedzieć wprost: skok o dwie pozycje w Tauron Lidze na sam koniec rywalizacji jest ogromnym sukcesem tej drużyny, bez względu na lokatę, z którą sezon dla niej się zakończy .
Ten skok z czegoś wynika. A jednego nie zabrakło GROT Budowlanym nigdy, a mianowicie – waleczności. Ta drużyna, choć czasami zderzała się jakby ze ścianą, nie tylko blokujących przeciwniczek ale też własnej niemocy, nigdy nie składała broni. Tak zwany mental był wysoko cały czas. Będąc na tyle blisko zespołu, by przyglądać się pewnym subtelnościom (a jednocześnie zbyt daleko, bo poza szatnią i bez wchodzenia w osobiste zażyłości z siatkarkami czy sztabem trenerskim) można było ocenić atmosferę, jaka panuje w drużynie.
I – przynajmniej chwilami – odczuwało się, że ten specyficzny duch drużyny (team spirit), nieuchwytna istota, która przecież unosi się nad głowami, a trudno ją opisać i fizycznie zmierzyć, w mijającym sezonie również pojawił się wśród siatkarek Budowlanych. Tak, jak kiedyś po raz pierwszy zaobserwowaliśmy jej obecność w roku 2017, gdy w hali Orbita łodzianki wydarły miejsce w ścisłym finale koleżankom z wrocławskiego Impelu. I później, gdy w 2019-tym dramatycznie walczyły o złoto z lokalnym rywalem, ŁKS-em Commercecon, tocząc z nim epickie, choć przegrane, pojedynki (nawiasem – ówczesna podpora zespołu GROT-a, Jovana Brakocević-Canzian, z pewnością przypomniała to sobie obecnie, gdy „jej” Chemik otrzymywał baty w szczecińskiej hali).
Duch drużyny, choć go nie widać na pierwszy rzut oka, ma wielką siłę. Jak to istota spirytystyczna i transcendentna: działa, gdy wszelka logika wydarzeń zdaje się przeczyć osiąganym rezultatom. Dzisiejszy skład Budowlanych to na pewno grupa dobrych koleżanek, fajnie współpracujących i rozumiejących się poza parkietem. To jeszcze nie jest rodzina, jaką był ten zespół w 2017 roku – ale… już prawie. Mentalna dominacja liderek (Monika Fedusio, Ewelina Polak, Ola Kazała), wyważony autorytet gwiazdy (taką jest w polskiej skali Melis Durul) czy solidność rzemiosła doświadczonych siatkarek (Małgosia Lisiak, Dominika Sobolska) dobrze komponowały się w tym zestawieniu z animuszem najmłodszych zawodniczek (Justyna Łysiak, Martyna Łazowska).
Sportowo dosłownie każda z dziewcząt dołożyła od siebie cegiełkę do ostatecznego sukcesu, w czym zasługa mądrze rotującego składem trenera Macieja Biernata. W tym sezonie żadna nie bywała pominięta, dzięki czemu ewentualne kwasy w szatni zostały wyeliminowane. A zasługą całego sztabu trenerskiego (to bez wyjątku ludzie młodzi, na dorobku, ale już dysponujący dużą mądrością zawodową – i umiejętnością słuchania oraz wspierania się wzajemnie) jest jeszcze coś. Wielka konsekwencja w realizowaniu założeń taktycznych.
Bo to właśnie tym uporem, cierpliwością i wiernością wobec przyjętej strategii GROT Budowlane wygrały z Chemikiem. Obserwacja słabości rywali, a potem konsekwentne ich wykorzystywanie dało łódzkiemu zespołowi wymarzony efekt. Brawa dla dziewczyn, że uwierzyły w słuszność wspólnie przyjętego z trenerami konceptu, nie wyrywały się do żadnych „samsungów”, tylko utrzymały nerwy na wodzy, do końca grając swoje. Zespołowość, żelazna dyscyplina taktyczna. Tylko tak można było pokonać wyżej notowanego przeciwnika.
„Mentalne raptory”, jak napisał o nich w sieci któryś z kibiców, chcą więcej. Weszły do półfinałów razem z drzwiami, a tam już czeka Developres, podrażniony latami nieskutecznej walki o mistrzostwo. Teraz albo nigdy – mówią w Rzeszowie, spoglądając kolejny sezon na ręce trenera Stefana Antigi i pomagającego mu asystenta, chłopaka z „betką” wyrytą w sportowym serduchu, Bartka Dąbrowskiego. I znów naprzeciwko Budowlanych staje przeciwnik „z wyższej półki”, opromieniony sukcesami w walce przeciwko tureckiej dominacji na poletku europejskim. Czy da się go pokonać? Nie wiemy, zobaczymy. Ale mamy na to nadzieję, choć gdy tak się nie stanie, nikt do GROT Budowlanych nie będzie miał najmniejszych pretensji. One swój cel na ten sezon i tak już osiągnęły: wszystko powyżej będzie tylko wartością dodaną.
Pozostaje pytanie: co dalej? Walka w strefie medalowej to kapitalny prezent dla kibiców niebiesko-biało-czerwonych, którzy swoim zaangażowaniem naprawdę zasłużyli na takie zamknięcie sezonu. Kluczową kwestią, po raz kolejny z rzędu, będzie utrzymanie tej drużyny (z już przetestowanym duchem współpracy i koleżeństwa) w jak największym fragmencie. Już – niestety – chodzą plotki o kontraktach, podpisywanych przez zawodniczki na kolejny sezon… Jeśli GROT Budowlani myślą o skutecznej walce o największe laury europejskie w roku następnym, dobrze byłoby utrzymać chociażby trzon zespołu.
Ale o tym będzie jeszcze czas porozmawiać.