O znakach drogowych, czyli gdzie mieszka rozsądek?

Dwie opowieści z tzw. zachodniej Europy, różne w treści, ale tego samego problemu dotykające.

Najpierw Szwecja, rok 1999. W niewielkiej miejscowości stoi znak – ograniczenie prędkości do 30 km/h. Wokół aż gęsto od domów, ciasno – no i szkoły. Wszyscy karnie zwalniają, nawet szybkie motocykle, ścigacze. Zdumiony pytam kierowcy, „zeszwedziałego” Polaka: „Wy tutaj tak zawsze się do znaków stosujecie?”. On patrzy na mnie jak na świra i odpiera: „Czy Ty jesteś normalny? Wolę stracić minutę niż zabić dziecko!”. Konfuzja…

Irlandia, chyba 2007 rok. Zachodnie wybrzeże, wąska i kręta droga, prawie nad samym klifem – bajeczne widoki, z lewej ocean, z prawej hrabstwo Burren. Jeden pas jezdni, z ledwością mijają się dwa samochody: żeby przeżyć, najlepiej jechać trzydziestką. Znak ograniczający prędkość, przecieram oczy ze zdumienia: stówka! Na tej drodze wolno jechać z prędkością stu kilometrów na godzinę!

Czemu porównuję te dwie przygody? Widać w nich, że państwa zachodniej Europy dbają o rozsądne i życiowe rozstawianie znaków drogowych. Tak, by ich stosowanie gwarantowało bezpieczeństwo, ale też by dopasowane było do wygody kierowców. A mieszkańcy chętniej przestrzegają przepisów, które nie uwłaczają rozsądkowi – a przede wszystkim nie są po to, żeby ustawić patrol Policji i wyłudzać pieniądze. Wówczas Policja ma czas dojechać tam, gdzie jest naprawdę potrzebna.

Trzecia przygoda, polska droga nr 11, Koszalin – Poznań. Przedmieścia Szczecinka. Krajówka, można jechać 90 km/h, nagle znak zwalniający do sześćdziesiątki – i zaraz ostry zakręt. Tak, że kierowca jadący przepisowe dziewięćdziesiąt nie ma najmniejszej szansy wyhamować pojazdu. Tuż za zakrętem wyłania się patrol Policji z radarem… Płacę stówę, miałem na liczniku 74. Nie zdążyłem zwolnić, ale urodziwa pani sierżant nie chce o niczym dyskutować. Na pożegnanie słyszę, że ” w tym powiecie nie ma zmiłuj”…

Dopóki w Polsce nie będzie rozsądku w ustalaniu i stosowaniu przepisów drogowych, kierowcom nadal będzie się chciało wynosić z tego kraju. A Wam zdarzyły się jakieś pouczające przygody z drogówką w roli głównej? Chętnie poczytałbym…

O niektórych przepisach naszego Kodeksu Drogowego i o stanie polskich dróg – następnym razem.