Narkotyki – nie biorę, żeby nikt nie miał wątpliwości. Od tego świństwa należy chronić wszystkich, zwłaszcza dzieci – prowadzą do uzależnienia i śmierci, doskonale to wiemy…
…natomiast równą oczywistością jest, że sprzedaż wszelkiego typu narkotyków, nawet najcięższych, powinna być jak najzupełniej legalna, oczywiście wyłącznie dla osób pełnoletnich – jak alkoholu czy papierosów.
Czym innym jest bowiem szkodliwość narkotyków, a czym innym wolność ich produkcji i obrotu handlowego. Jak wszystko co zakazane, narkotyki tworzą rynek podziemny, z którego znakomicie żyją mafie i gangi na całym świecie. W niektórych krajach, jak Meksyk czy Kolumbia, wojny narkotykowe przewróciły do góry nogami cały porządek społeczny. Policje naszego globu dwoją się i troją, by stawiać czoło wytwórcom, dealerom, przemytnikom, uzbrojonym bojówkom, zarabiającym krocie w światowym narkobiznesie. Wojna, co oczywiste, jest działaniem beznadziejnym i przy obecnym stanie prawnym nigdy się nie skończy. Tymczasem cały problem zostałby zlikwidowany dzięki jednej prostej zasadzie – powszechnej legalizacji narkotyków.
Albowiem narkotyków, jak zresztą żadnej używki, zakazywać nie należy. Dorosły (powtarzam – pełnoletni!) człowiek ma wolny wybór: jeśli chce, niech bierze co mu się żywnie podoba. I niech sobie to wciska w organizm wszelkimi sposobami – jego wybór, jego życie, jego problem. Wara od tego wszelkim politykom, urzędnikom i biurokratycznym bojownikom o tzw. zdrowie obywateli. Po to człowiek ma rozum i wolę, żeby o własne zdrowie zadbał sobie sam. A już marnotrawienie pieniędzy publicznych na kolejne urzędy „antynarkotykowe” (które nigdy nie zwalczą problemu narkomanii) oraz wciskanie grubych milionów w policyjne akcje przeciwko narkobiznesowi – to jawny przykład złodziejstwa, sięgającego do kieszeni podatników.
Normalny człowiek chce żyć i dba o zdrowie, taką samą troską wykazując się wobec swoich dzieci. Nikt o zdrowych zmysłach nie pozwoli swoim dzieciom zażywać narkotyków, każdy normalny rodzic dopilnuje, żeby dziecko ich nie brało. Toteż nawet gdyby dragi znalazły się w sklepach, w wolnej sprzedaży (jak wódka czy papierosy), ludzie o zdrowych zmysłach na pewno powstrzymaliby się przed ich kupowaniem. I sprawdzaliby, czy nie kupują narkotyków ich dzieciaki. Największą hipokryzją rządzących jest całkowicie wolne handlowanie alkoholem, czerpanie zysków z akcyzy – podczas gdy wódka, w chwili przedawkowania, jest znacznie bardziej niebezpieczna dla życia człowieka niż np. marihuana! Według ekspertów z zakresu medycyny sądowej nikt nie jest w stanie śmiertelnie przedawkować marihuany! Można palić blanty całą noc, a żadna dawka „marychy” nie zabije konsumenta. Co innego wódka, której jednorazowe przedawkowanie może skończyć się zgonem. Dlaczego więc obok niej na półce sklepowej nie ma amfetaminy, kokainy czy heroiny? Odpowiedź jest prosta – nie byłaby światu potrzebna potężna armia darmozjadów, za nasze pieniądze bohatersko zwalczająca „ogromny problem narkotykowy”…
Nie ma uzasadnienia dla zakazu sprzedaży narkotyków – tak, jak nikt nie zakazuje handlu wódką czy tytoniem. Uwolnienie tego rynku skutkowałoby znacznie większą ilością pozytywów, niż stan obecny – w którym giną ludzie, marnotrawione są potężne pieniądze, a ćpuni tak samo, jakby dragi były w sklepach, wciągają w siebie coraz większe dawki narkotyków. Tyle, że kupują je na czarno. Należy jak najprędzej zalegalizować wszystkie dragi, tłumacząc się wysokim interesem społecznym. Ludzie o zdrowych zmysłach z pewością nie kupowaliby tego świństwa, a inni niech martwią się o siebie za swoją własną kasę.