O powrocie do blogosfery, czyli witajcie po trzyletniej przerwie!

To była dziwna i niezrozumiała decyzja władz koncernu Onet – wysłać nagle w kosmos kilkadziesiąt tysięcy blogów osobistych. Choć były to pamiętniki o zdecydowanie zróżnicowanym stopniu wartości czytelniczej, nastąpiło coś w rodzaju ewaporacji (jednoczesnego wyparowania) potężnej, ogólnokrajowej platformy wymiany indywidualnych opinii. Jakby ktoś podłożył bombę w Hyde Parku. Zagłada społeczeństwa obywatelskiego! Postanowiłem zebrać resztki, jakie po atomowej eksplozji pozostały, nie poddawać się – i oto jestem ponownie. Witajcie na remigiuszmielczarek.pl!

Moja przerwa trwała niemal dokładnie trzy lata. Zapewne część tamtejszej, poddanej nagłemu holokaustowi blogosfery uratowała się przed unicestwieniem, bo gospodarze platformy dali autorom blogów taką możliwość techniczną. Trudno jednak ocenić, na ile rozproszona przymusowo ciżba z szansy tej skorzystała. Mnie szkoda było marnować siedem lat pisania. Dzięki pomocy zaprzyjaźnionych ekspertów z firmy Ewitryna bloga udało się uratować i w całości, bez żadnych strat własnych, przenieść pod nowy adres.

To oznacza, że wracam do pisania. Czy coś z rzeczy dla mnie istotnych radykalnie zmieniło się podczas tej przymusowej, trzyletniej przerwy? Niewiele. W Polsce nadal rządzi PiS (czyli socjalizm chrześcijańsko-narodowy), Widzew Łódź „zaciekle” walczy o awans do ekstraklasy, kultura… O, tu zmian jest najwięcej. Niestety, w ciągu ostatniego półrocza – na niekorzyść. Światowa pandemia z mocą walnęła nie tylko w krajowy, ale też globalny przemysł rozrywkowy, ze szczególnym uwzględnieniem estrady. Posypały się koncerty i zanim nie wrócą, pisać o nich nie będę. Trochę lepiej z kinami i teatrami, które tuż po wakacjach powinny zacząć działać w normalnym trybie.

Poza aktualnymi spostrzeżeniami na łamach tego bloga znajdziesz jednak, Drogi Czytelniku, szereg tekstów archiwalnych, poświęconych głównie obserwacjom polskiej rzeczywistości w latach 2011 – 17. Można teraz tam zaglądać, głównie po to, by przekonać się, że od tamtego czasu (z punktu widzenia osoby o poglądach wolnościowych) nasz świat praktycznie z miejsca nie drgnął… Wciąż dawny PPR walczy ze starym PPS-em. Zmieniają się tylko osoby i sztandary: pieniędzy w kieszeniach od tego raczej nam nie przybywa. Być może kogoś to jeszcze interesuje. Jeśli tak – zapraszam serdecznie!