Steve Tucker, sympatyczny wokal / bas z Ameryki, był przez parę lat frontmanem Morbid Angel. Ale cóż, zastąpił go wracający do kapeli David Vincent, z którym MA jeździ właśnie po świecie, promując nową płytę.
Steven nie chciał być gorszy, powołał do życia swoją formację Nader Sadek – i też wydał album, jak najdokładniej osadzony w brutalnej, amerykańskiej stylistyce death metalowej.
Niestety, prawie wszyscy internauci odbierają płytę NS przez pryzmat najnowszych dokonań Morbid Angel, nic nie da się z tym zrobić. Nie ma ucieczki od porównań i wymiany argumentacji, który zespół lepszy, czy Tucker skutecznie odgryzł się Morbidom, a może nie dorasta im do pięt.
Ten stan rzeczy powoduje chyba rozdrażnienie sympatycznego artysty. Na facebooku z dumą obwieścił wprowadzenie albumu „In the flesh” do zasobów ITunes. Gdy wpisałem, komentując, że jeden z kawałków na tej płycie brzmi dla mnie odrobinę jak nasz Behemoth, otrzymałem w odpowiedzi stek przekleństw, na szczęście wymiana zdań szybko przeniosła się do prywatnej przestrzeni korespondencyjnej.
Tucker zwymyślał mnie, bo jego zdaniem Behemoth inspirował się m.in. jego działalnością muzyczną. Tymczasem Nergal i koledzy, jeśli w ogóle przyznają się dzisiaj do fascynacji Morbid Angel, to raczej na pewno z okresu przed – tuckerowskiego. Trudno mi się zresztą wypowiadać, trzeba by spytać Nergala, czy rzeczywiście Steven Tucker jest dla niego źródłem jakiejkolwiek inspiracji. Ale zdumiała mnie agresywność, z jaką Steven rzucił się do obrony swojej prawdy – tak, jakby od potwierdzenia jego pierwotnej wobec Behemoth pozycji zależała cała skuteczność całej marketingowej strategii Nader Sadek…
Oczywiście szybkośmy sobie wszystko wyjaśnili, skończyło się na przeprosinach z jego strony oraz internetowym przybiciu piątki. Mam jednak lekcję – w metalowym światku twórcy wciąż bywają nadwrażliwi, łatwo kogoś urazić i spowodować lawinę wściekłych kontrargumentów. A byłem pewien, że te czasy już minęły… Człowiek całe życie się uczy.