O „Pokłosiu” z poślizgiem, czyli wszyscy jesteśmy filmoznawcami

„Pokłosie” to film polityczny, niewątpliwie. Przedstawiona tam historia – już jakiś czas temu – dała zaczyn kolejnej bitwy w polsko-polskiej wojence. Dziwić mogło, czemu opowieść filmowa zaledwie oparta na prawdziwych wydarzeniach (znaczy: bajka, nawet inspirowana faktami), w dodatku z katalogu reżysera o bardzo przeciętnym dorobku artystycznym, wzbudza aż takie emocje. Okazuje się, kolejny raz, że w Polsce wszyscy doskonale znają się na sztuce – i na futbolu – zatem każdy z lubością feruje ostateczne wyroki. Ponoć Maćkowi Stuhrowi za rolę w tym filmie grożono nawet śmiercią… To tak, jakby aktora o nazwisku Harvey Keitel wsadzić do więzienia za to, że jest zły – bo przecież zagrał tytułową rolę w filmie „Zły porucznik”.

Film Władysława Pasikowskiego jest – o dziwo – dobry. Wcześniej, wobec dotychczasowego katalogu filmów tego twórcy, pozytywne opinie wśród osób znających się na rzeczy raczej się nie zdarzały. Co zwracało życzliwą uwagę? Ot, początek debiutanckiego „Krolla” (sceny z poligonu, później film staje się niestrawny), pierwsza część „Psów” – mimo niezdarnych dialogów między aktorami, dopiero uczącymi się bluźnić z ekranu. Reszta dorobku „największego polskiego reżysera” (Pasikowski ma ponad dwa metry wzrostu) to chłam, w ogóle nie wart uwagi poważnego recenzenta. „Pokłosie” to jakby film zrobiony zupełnie inną ręką. Zaczyna się od poziomu scenariusza, gdzie większość polskich filmów kładzie się i już nie wstaje: historia świetnie, dynamicznie napisana, z oszczędnymi lecz cyzelowanymi dialogami. Dobrą literacko opowieść reżyser sprawnie przeniósł na ekran: język filmowej narracji toczy się wartko i dynamicznie, trzymając widza w napięciu do ostatniej sceny, choć wszyscy znamy przecież historię Jedwabnego. Wiemy, co się tam zdarzyło – łatwo nam zatem przewidzieć losy bohaterów „Pokłosia”.  Obsada dobrana wystrzałowo, ze świetnymi rolami Stuhra oraz Irka Czopa. Obaj to znakomici aktorzy, czołówka krajowa bez dwóch zdań: kto chce dowiedzieć się, co obydwaj naprawdę potrafią, trzeba wybrać się do teatru. Na Maćka do TR Warszawa, by zobaczyć go koniecznie w „(A)polonii” Warlikowskiego, o ile jeszcze to grają… Na Irka do Łodzi, na którąś ze sztuk Mariusza Grzegorzka w Teatrze im. Jaracza, najlepiej na „Lwa na ulicy”, „Blask życia” lub „Mackbetha”.  Kto nie widział obydwu panów na scenie, ten nie zrozumie, o czym tu rozmawiamy. A w „Pokłosiu” bić brawa można również za epizody, właściwie każda z ról drugoplanowych robi ogromne wrażenie (zwłaszcza wielcy seniorzy: Szaflarska, Rogalski…). Krótko mówiąc – film świetnie się ogląda, jak na warunki polskiej kinematografii powstał obraz wyjątkowy, znacznie przewyższający jakością wiele tutejszych produkcji z ostatnich lat. Gdyby nie jeden szczegół, no właśnie! Przecież „Pokłosie” mówi o tym, jak bestialsko polscy chłopi wymordowali dwadzieścia sześć żydowskich rodzin za okupacji! Cała wieś,by dobrać się  w ten sposób do opuszczonych ziemskich hektarów za rzeką, solidarnie zakatowała ponad setkę żydowskiego sąsiedztwa, wpędzając ich wszystkich do chałupy na skraju wsi, a potem z dwóch stron podkładając ogień. Aha, no i widłami wrzucając z powrotem w płomienie te dzieci, co matki, próbując im życie ratować, przez okna je z płomieni wyrzucały… Jak mógł Pasikowski honor Polaka znieważyć! Jak można było w polskim filmie tak jawnie żydowskich oszczerców wspierać, co to już zapomnieli, jak ich nasi od hitlerowców ratowali! I co to w świat puszczają obelgi, że Polacy tak samo jak Niemcy za zagładę Żydów odpowiadać powinni!

Tutaj kłania się nam w pas cała potworna żałość, cała smutna beznadzieja narodowej debaty o stosunkach polsko-żydowskich, o sprawie Jedwabnego, wreszcie o dzisiejszym pęknięciu „na wieki” między Polską narodowo-smoleńską a europejsko-tuskową… Jeśli po premierze filmu „Pokłosie” wzniosła się kurzawa głosów, flekujących na śmierć Pasikowskiego na wyścigi ze Stuhrem za obrazę polskiego patriotyzmu… Jeśli, w odpowiedzi, światli europejczycy piali peany na cześć nowoczesnej,  chwalebnej postawy twórców filmu, co to nie bali się „za Żydami” a przeciwko tym zaprzańcom, pisiorom… To tylko świadczy, w jak prymitywnym i smutnym społeczeństwie „żyć nam przyszło w kraju nad Wisłą”.

„Pokłosie” jest na pewno głosem przeciwko ludzkiemu zbydlęceniu. Film staje wobec dylematu istnienia na świecie jednostek do tego stopnia prymitywnych, zdegenerowanych i podłych, że gotowe są – pod pretekstem zbiorowego przyzwolenia – wymordować bliźnich tylko po to, by się na tym obłowić. Wszystko jedno – grupa zaprzańców, chłopów z Podlasia, czy prymitywnych Hutu mordujących wioskę Tutsi w Afryce. Chodzi tu o napiętnowanie ludzkiej podłości – i tak ten film czytać należy w wymiarze uniwersalnym. „Pokłosie” to fabuła a nie dokument: nie oskarża z nazwisk konkretnych osób, nie wskazuje miejsc ani dat znanych z kart prawdziwej historii. Inspiruje się faktami, lecz wciąż jest to opowieść, mająca za kanwę literacką fikcję scenariusza. Kto tego nie rozumie, głosu w ocenie twórców zabierać nie powinien. A w wymiarze polskim, czyli najbardziej kontrowersyjnym? Cóż, niczym Alfred Jarry w „Ubu Królu” Pasikowski pokazuje Polskę – ale czy całą, globalnie, en bloc? Czy opowieść o grupie chłopów spod Białegostoku ma od razu być oskarżeniem, rzucanym w twarz całemu narodowi? Czy z filmu Pasikowskiego naprawdę wynika, że wszyscy Polacy współwinni są tragedii żydowskiego Holokaustu, bo nie ma w fabule żadnej postaci szlachetnej, z katalogu Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata? Powiem krótko – nie. Niczego takiego w „Pokłosiu” nie ma , a kto myśli inaczej, niech to udowodni. Choćby w dyskusji pod tym tekstem.

Pasikowski popełnił zasadniczy błąd: nie nakręcił tego filmu zaraz po Jedwabnem. Nie wiem, czemu dotąd się wahał – powody mogły być różne, tak samo jak decyzja o zrobieniu tego filmu właśnie teraz. Po Smoleńsku. Gdy nowa, tragiczna perspektywa wewnątrznarodowej wojny o tzw. pryncypia stawia autorów filmu po stronie „nowoczesnych tuskowców” – a przeciwko „zaprzałym pisiorom”. W tej prymitywnej rywalizacji ginie to, co w „Pokłosiu” najważniejsze: wypowiedź potępiająca ludzkie zbydlęcenie. Może Pasikowski ze Stuhrem zrobili teraz ten film specjalnie. Z pełną świadomością tej sytuacji – jeśli tak, szkoda, moim zdaniem postąpili głupio. Toteż i reakcje na film były tego głupstwa konsekwencją. Pokłosiem.