O Polsce gospodarnej, czyli własność prywatna nie ma konkurencji

Polska gospodarna… Niektórzy specjaliści od gospodarki socjalistycznej, jak Bronisław Misztal w dzisiejszej „Rzeczpospolitej”, martwią się, że mamy nad Wisłą bałagan i specyficzny znak towarowy w postaci żula, sikającego na środku ulicy. Brud i kloszarderia odstręczają od Polski światłych obywateli Europy, wpływając negatywnie na powszechną, światową opinię na temat Polaków. No i źle przysługują się tak ważnym gałęziom narodowej gospodarki jak turystyka – nikt nie będzie przecież jeździł na wakacje do kraju, w którym wszystko śmierdzi, a zaczepki ze strony napitych lumpów przeszkadzają zjeść spokojnie lody pod parasolkami.

Dalej toczą się rozważania, jak zapobiec degradacji dobra publicznego. Nie szanujemy tego, co wspólne! – grzmi profesor socjologii, pisząc oczywiście, że problem daleko wykracza poza stosunki własnościowe. Kapitalistyczny właściciel ma zerową skuteczność w krzewieniu szacunku dla publicznego majątku – błyszczy dalej gwiazda Katolickiego Uniwersytetu Ameryki przekonując nas, biednych obywateli, że tylko wykształcenie w Polakach gospodarskiej, racjonalnej odpowiedzialności spowoduje, że wokół stanie się czysto, przyjemnie, a żule wrócą wgłąb bram, skąd nie poważą się wyjść na ulice.

Przykro to stwierdzić, ale profesor Misztal bredzi. Pytamy po pierwsze – jaką metodą należałoby „ukształtować w Polakach odpowiedzialność”? Jak to zrobić – wysłać czterdzieści milionów ludzi z powrotem do szkoły? Dać im nowe rodziny, lepiej wychowujące patriotyczny narybek? A może zafundować wszystkim unijne szkolenia z szacunku dla dobra wspólnego, najlepiej w Niemczech, słynących przecież z porządku i dyscypliny?

Są to brednie z serii tych, które mówią o „charakterze narodów” i „kulturze poszczególnych państw”. Otóż nie ma czegoś takiego, jak charakter narodu. Stereotyp: Polacy to złodzieje i chlejusy. Pytam – wszyscy? Może wreszcie mędrcy pokroju Bronisława Misztala przypomną sobie, że Polska przez 60 lat po wojnie znajdowała się pod okupacją komunistów. A komunizm to system gospodarczy, przeciwny kapitalizmowi. W krajach rządzonych systemami mniej lub bardziej kapitalistycznymi coś takiego jak rzekomy „polski charakter” w ogóle się nie pojawiło! Owszem, wielu naszych rodaków przynosi Polsce wstyd zagranicą. Postępują żenująco – ale są to zwykle osoby słabo wykształcone, prymitywne, kierujące się w zachowaniu głosem pierwotnych, naturalnych potrzeb. W komunizmie, żeby przeżyć, trzeba było kraść lub kombinować. „Załatwiać”. Kapitalizm podobnych patologii nie stwarza. Ludzie żyją na takim poziomie, że nie muszą wypadać poza margines normalnych zachowań społecznych. Polaków oraz innych „demoludów” wychował system i zrobiłby dokładnie to samo z każdą inną nacją – narodowość nie ma tu absolutnie nic do rzeczy! Niemcy po sześćdziesięciu latach czerwonej gospodarki wypracowaliby dokładnie takie same, często prymitywne, mechanizmy walki o zaspokojenie potrzeb bytowych. Mieli szczęście, bo choć wojnę przegrali, Stalin zawładnął jedynie częścią ich wschodniego terytorium. A tak zwani „ossies” mieli przez lata powojenne podobną opinię u swych zachodnich rodaków, jak Polacy czy Rosjanie. Dopóki nie runął Berliński Mur.

Własność prywatna plus silne prawo to jedyny sposób na utrzymanie czystości otoczenia i właściwego zachowania ludzi. Właściciel gospodarzy na własnym terenie, bo jest jego – ma w tym interes. A jak ktoś mu się, za przeproszeniem, odlewa pod bramą – to go przepędza lub wzywa policjanta. Im mniej tzw. przestrzeni publicznej, tym lepiej – ale tam, gdzie ona jest, zachowanie ludzi z niej korzystających musi być kontrolowane przez silną Policję. Jak ktoś się nie umie zachować, ponosi karę. Tak rozumiem normalne funkcjonowanie ludzkiej zbiorowości. Normalni ludzie nie mają problemu z poszanowaniem tego, co wspólne. Pozostałych trzeba surowo karać. Żadne wychowywanie tutaj skutku nie odniesie.