O Masie Krytycznej, czyli jak terrorystów wypędzić…

Gorąco, ponad trzydzieści stopni. Letni dzień, miasto wyludnione – ale rozkopane, więc jeździć musimy objazdami. Umówiliśmy się z dziadkiem na spotkanie, więc trzeba było Rozalkę upiąć w fotelik i podjechać te kilka przecznic autem. Nie przewidzieliśmy, że nasze osiedle (łódzka Retkinia) będzie w tym samym czasie celem akcji potężnej grupy terrorystycznej…

Kilkusetosobowa grupa rowerzystów zablokowała nam od razu wyjazd z ulicy. Tak zwaną Masę Krytyczną obstawia Policja, bo akcja jest legalna, ma wszystkie potrzebne zgody magistrackich urzędników na organizowanie happeningu. Ciągle, co jakiś czas. Nie było jak zawrócić, bo staliśmy na jednokierunkowej, choć wielopasmowej ulicy Retkińskiej: Policja skutecznie odcięła pasy skrętu, uniemożliwiając ucieczkę. Robiło się coraz goręcej…  Mojej trzyletniej córeczce po dwudziestu minutach stania skończył się soczek. Zaczęła płakać, uciekać z fotelika. Nic nie dało otwieranie okien, chłodzenie. Wziąć jej na ręce nie mogłem, obserwowany przez policjantów: siedząc za kierownicą modliłem się tylko, żeby te rowerowe bydlaki już stąd zniknęły, bo jeśli potrwa to jeszcze chwilkę, lekceważąc funkcjonariuszy wyrwę zza kółka, chwycę pierwszy lepszy kij i rzucę się z wrzaskiem w środek pedałującej ciżby…

Gdy wreszcie przejechali, z ulgą ruszyliśmy. U dziadka mała odzyskała humor, ochłodziliśmy ją, było OK. Ale wkrótce trzeba było wracać do domu. I wtedy – wyjeżdżając spod dziadkowego bloku, znów natknąłem się na funkcjonariuszy z lizakami. Masa Krytyczna pokazała się zza zakrętu, bo objeżdżali osiedle dookoła… Tym razem Rozalka zaczęła płakać po pięciu minutach. Ze wszystkich sił, niemal nadludzkim wysiłkiem powstrzymywałem się, by nie wcisnąć gazu do dechy i nie wbić się, z pełną prędkością, w rowerowy tłum. Którego poszczególni uczestnicy, specjalnie wolno i ze złośliwymi spojrzeniami, kierowanymi w stronę zgrzytających zębami kierowców, realizowali właśnie swój szczytny postulat budowania kolejnych ścieżek rowerowych w mieście…

Masa Krytyczna zbiera się regularnie, co jakiś czas – i od kilku lat ma ten sam cel: dać do zrozumienia politykom w urzędniczych mundurkach, że rowerzyści są siłą, z którą należy się liczyć. Zwłaszcza przed każdymi wyborami. I że siła ta wykorzysta wszystkie możliwe środki, by wymusić na władzy skuteczne dla rowerzystów działanie. A urzędnicy łatwo ulegają Masie. Od samego początku manifestacja rowerzystów jest działaniem legalnym – tak, jak legalna była większość blokad Leppera, przez które paraliżowane były drogi w całej Polsce. Wojna łódzkich rowerzystów z kierowcami, o tzw. zrównoważony rozwój miasta (to znaczy przywileje dla rowerzystów i komunikacji zbiorowej kosztem swobody ruchu kołowego w mieście) toczy się zatem na dwóch polach. Z jednej strony jest to nacisk na władze, z drugiej – terror drogowy wobec samych kierujących, którzy zmuszani są do długotrwałego oczekiwania na przejazd Masy Krytycznej, bez względu na to, czy na przykład w aucie nie znajduje się chore dziecko…

Z tego właśnie powodu – wymuszania na kierowcach postoju, choć postulaty skierowane są do urzędników – uważam, że Masa Krytyczna jest działaniem bandyckim, choć legalnym. Powinna być natychmiast zakazana, a w razie jakiejkolwiek próby jej zorganizowania, rozpędzana przez Policję strzałami z broni gładkolufowej. Nic bowiem nie usprawiedliwia takiego (nawet legalnego) działania jakiejś grupy interesów, które ogranicza wolność innych ludzi w przestrzeni publicznej.

Przypominam rowerzystom, a także postronnym zwolennikom Masy Krytycznej, że publiczne drogi są dla wszystkich. Nie tylko dla rowerów. Każdy z Polaków płaci podatki m.in. po to, by móc swobodnie, w każdym czasie, korzystać z publicznej drogi. Ograniczanie obywatelom takiego prawa powinno być uznawane za przestępstwo, nie zaś ochraniane przez mundurowe służby jako legalna manifestacja, raz na kwartał. Wydawanie zgody na akcje, które zawsze są  kpiną z wolności obywatelskiej ludzi nie biorących udziału w Masie, jest jawnym skandalem, nadużyciem władzy urzędników miejskich – i powinno być natychmiast zastopowane.

Znanym prawem wolnościowym jest bowiem stwierdzenie, że „wolność mojej pięści kończy się tam, gdzie zaczyna się twoja twarz”. Nikt nie broni rowerzystom walki o prawa dla siebie, własnej grupy interesu – dopóki walka ta, w jakiejkolwiek formie prowadzona, nie narusza wolności innych ludzi. Żądania łódzkich rowerzystów są bardzo słuszne: chcą oni, przede wszystkim, budowy sieci bezpiecznych dróg rowerowych w całym mieście. Znakomity pomysł! Budujmy te drogi (oczywiście nie w formie kretyńskich, zwiększających korki pasów, malowanych na asfalcie – tylko oddzielnych, bezpiecznych arterii w sąsiedztwie drogi dla aut) wszędzie, gdzie jest to możliwe. Ale nie domagajmy się swych praw formą protestów, która nie dość, że paraliżuje komunikacyjne życie miasta, to jeszcze ewidentnie zagraża bezpieczeństwu jego uczestników…

Masa Krytyczna jeździ po Łodzi od dawna. Już po pierwszych jej edycjach władze zaczęły życzliwie reagować na postulaty rowerzystów. Ścieżki rowerowe są konsekwentnie, stopniowo budowane. W oparciu o harmonogram ich rozbudowy, już dawno wymyślony, przekonsultowany i wdrażany z sukcesem. Trwa remont trasy WZ, prowadzony stuprocentowo po to, by główną osią drogową wschód-zachód jeździło się lepiej łódzkim rowerzystom i pojazdom MPK. Realizowany jest wciąż szereg rozmaitych działań, mających przybliżyć Łódź do idei „europejskich miast zrównoważonego rozwoju”. Apeluję do rowerzystów: Ludzie! Opamiętajcie się! Czego jeszcze chcecie? Mało Wam tych ułatwień, mało przywilejów, mało uległości lokalnych urzędników? Po jaką cholerę jeszcze wsiadacie na te rowery i przeszkadzacie innym żyć! Niewiele brakuje, by – jak w przypadku mojej córeczki, szczęśliwie odratowanej z tarapatów – któraś z waszych bezczelnych, butnych manifestacji zakończyła się tragedią! Ale gdy to się stanie, będzie już za późno… Możemy wszyscy: rowerzyści, kierowcy, piesi, nawet kurwa motolotniarze – działać na rzecz korzystnej przebudowy łódzkiej infrastruktury komunikacyjnej. Tylko, na wszystkich bogów, zmieńcie swoje metody! Bo terrorem zyskujecie tylko wrogość drugiej strony, zamiast starać się o jej przychylność czy współdziałanie.