O Nergalu – winowajcy, czyli jak opadają ręce…

Nergal wydał książkę, więc znów pojawił się na ustach całej Polski. To znaczy,  jest okazja ponownie wziąć go na języki, zmieszać z błotem, stłamsić i wytknąć paluchami jako pierwszego wroga bogobojnego narodu. Żeby to wyłącznie nawiedzeni obrońcy katolickiej wiary (vide: Mariusz Cieślik w „Rzeczpospolitej”, nr 278, 28.11.2012) rzucali się na dzielnego satanistę, o nie, to byłoby nudne i prostackie.  Ner bierze w dupsko od dawnych kumpli z podziemnego grania, pewnie czasem i mocniej, niż chłoszczą go znakiem krzyża przez Naród błogosławieni, współcześni  inkwizytorzy…  Bo to wszak zdrajca ideałów, co dla kasy wypiął się na metalowy światek. No, jakby nie patrzeć – przyjaciółmi Nergala po wydaniu „Spowiedzi heretyka” nie będą też na pewno fotoreporterzy brukowej prasy, paparazzi, zwani przez autora nieświętego dziełka „karaluchami”…  Stał się dziś Nergal wrogiem znacznej części prywiślańskiego społeczeństwa, ledwo się chłopina zdążył wykurować i wkroczyć na pracowitą drogę ku godziwym subsydiom z prowadzonej działalności artystycznej. Ciekawe, czy spodziewał się aż takiej reakcji, przygotowując do druku wywiad-rzekę.

Przeczytałem tę książkę, głównie dlatego, że EMPiK łódzki zaprosił mnie do poprowadzenia rozmowy z Nergalem. Nie było to, biorąc pod uwagę osobę autora, zwykłe spotkanie z czytelnikami. Tym razem, obok cierpliwych łowców autografów pojawili się przecież liczni dziennikarze, ciekawi, czy obecność w Łodzi głośnego celebryty nie skończy się jakimś skandalem. Nergal, którego pamiętam jako szesnastolatka, pytającego na zapleczu klubu „Hush” w Rumii jak to jest grać koncerty, wkurzył na dzień dobry nie tylko mnie, ale też wszystkich, którzy na niego czekali. Spóźnił się ponad godzinę (no dobrze, korki – ale można było je przewidzieć), potem zaś wybiegł z księgarni na koncert Muse, choć czekał na niego spory jeszcze ogonek czytelników. Nie wspominając o dziennikarzach, kilku z nich Nergal obiecał rozmowę. Byliśmy więc wkurzeni, ale czy coś poza tym się stało? No właśnie nie, Nergal i tak zrobił po swojemu, kierował się nie dobrem jakiegoś niesprecyzowanego ogółu, tylko swoim. Jak na satanistę przystało, zachował się podług swojego wyłącznego planu, interesu i zamiaru. Miał cel i poszedł go osiągnąć, nie bacząc na sprawy innych ludzi.

Bo też taki jest Adam Darski i wcale się z tym nie kryje, odpowiadając w „Spowiedzi…” na pytania kumpli-dziennikarzy. Taki jest, ma swój kodeks, w którym inni ludzie znajdują swoje miejsce o tyle, o ile są mu potrzebni. Śmierć frajerom! Może łaskawie spojrzeć, w swej szlachetności, na chwilowe potrzeby osób, stających mu na drodze z prośbą o wywiad lub podpis, ale tylko wówczas, gdy akurat gdzieś się nie śpieszy. Luz – na tym poziomie popularności są już setki wywiadów, a fanów w kolejkach po autografy stoją tysiące. Można sobie pozwolić na swobodę w tym zakresie, zwłaszcza, że samemu ciężko pracowało się na miejsce, wywalczone w rockowym panteonie. No i – co z dumą należy podkreślić  – na okładkach kolorowych pism dla gospodyń domowych, co przecież metalowcom raczej dane nie bywa… Ironią losu jest, że w czasie ciężkiej choroby znalazło się bardzo wielu, którzy przynieśli mu bezinteresowną pomoc. Im też Adam w książce dziękuje. Ale po tej całej traumie, gdy powoli udaje mu się o chorobie zapomnieć, jest jak dawniej. To znaczy Nergal z precyzją i konsekwencją rozwija własny biznes, nie rozglądając się specjalnie wokół siebie.

Nie chcę powiedzieć, że Nergal to zły przykład, czarownica dla złych dzieci, że deptał po trupach w drodze po aktualnie zajmowane miejsce na topie. Nie przypominam sobie, by przez te dwadzieścia minionych lat ktoś w środowisku naszych kapel metalowych na niego się skarżył. Nie wiem na sto procent, ale raczej w walce o sukces Behemotha nikogo nie skrzywdził. A w drodze po celebrycką sławę? Cóż, już dziesięć lat temu, na koncercie w poznańskim Eskulapie (graliśmy tam wtedy razem przed Napalm Death) opowiadał mi, jak bardzo Doda go kręci i jak chciałby jej kiedyś dopaść… Po prostu zrobił swoje, zaparł się i osiągnął cel. Nie powinno być tajemnicą dla nikogo, że jedynie tak zaplanowany model życia: gdy poświęcamy wszystko w imię wytyczonego celu, po czym całą siłę, wszystkie nasze możliwości angażujemy w celu spełnienia zamiaru, daje szansę na oczekiwany sukces. I na taki sukces pracuje się latami. Pytanie, bardziej etyczne niż biznesowe – czy w drodze po konfitury nie kaleczymy ludzi, których na szlaku spotykamy. A na to pytanie każdy musi sam sobie odpowiedzieć.

Nie dziwimy się przeto, że Nergal wzbudza odczucia, tym bardziej negatywne im wyżej sięga jego popularność, granicząca dziś z popkulturowym mitem. Starzy metalowcy plują, bo część zazdrości mu sukcesu, jakim jest zarabianie z grania. A ta część, którym na pieniądzach nie zależy, wytyka mu przeniewierkę środowiskowych ideałów. Prościej? Proszę bardzo, otóż jeśli jesteś metalem, nie pchasz się do tabloidów. W ogóle się nie pchasz do mainstreamu, masz być programowo podziemny a nie ogólnie znany. Tak już jest: żołnierz nie maszeruje z reklamówką i koniec, to regulamin służby. W tym znaczeniu Nergal jest takim właśnie umundurowanym zakupowiczem.  Ale – co chyba przerasta już trochę samego bohatera zamieszania – po wydaniu „Spowiedzi…”   ruszyła lawina masowej nienawiści tej części Polski, która pod krzyżem modli się o wyborczy sukces PiS. Teraz dopiero się zacznie! Do apelacji w sprawie o podarcie Biblii Ryszard Nowak dorzuca nowy pozew: o opis rzekomego gwałtu zbiorowego w Hiszpanii, który znajduje się na kartach książki. To nic, że dziewczyna mocno popieszczona na pokładzie behemotowego najtlajnera mówiła, że super, że właśnie o to chodziło („chcącemu nie dzieje się krzywda!”). Nic to, że nikt nie złożył żadnej skargi stosownym służbom hiszpańskim, dbającym o przestrzeganie prawa: nie było przestępstwa, ale pozew w Polsce będzie… Publicyści (cytowany wyżej Mariusz Cieślik) wyciągają po lekturze książki wnioski, że oto cała muzyka metalowa to jeden wielki matecznik najgorszych przestępstw i szatańskiego zezwierzęcenia. Bo przecież Nergal przyznał się, że jako dzieciak CHCIAŁ spalić kościół w Gdańsku!!! Sam przeto zamiar – to nic, że w żaden czyn nie przerodzony – już służy dzielnemu felietoniście do budowania ogólnych stwierdzeń o rzekomych zagrożeniach dla całej świątobliwej części polskiego społeczeństwa.

Nie jestem pewien, czy osoba Nergala zasługuje na aż tak wielkie zainteresowanie. Ani ze strony dawnych, muzycznych ziomali – ani też tych spośród szeregów katolickich obrońców wiary. Opadają ręce, jak wszyscy dookoła robią sobie ideologiczny użytek, próbują po prostu upiec własną pieczeń przy ognisku, jakie zapaliło się na skutek wokół – nergalowego fermentu. Myślę też, że sam zainteresowany działa dokładnie tak samo, jak zawsze: nic sobie z tych ludzi nie robi.  Każdy z przejawów zainteresowania nakręca mu znakomitą reklamę. Cóż z tego, że mówią źle – ważne, by w ogóle mówili! Cały ten zamęt to wartość dodana do coraz lepiej rozwijającego się nergalowego biznesu. A on sam, o ile dobrze go pojmuję, staje sobie co rano przed lustrem z szyderczym uśmiechem, potwierdzającym, że ta banda żałosnych owieczek znów tańczy w rytm jego autorskich kompozycji…

11 odpowiedzi na “O Nergalu – winowajcy, czyli jak opadają ręce…”

  1. „W górach jest fajnie. Są drewniane kościoły. Masz chyba zapałki” Też chciałam w dzieciństwie podpalić kościół. Zwłaszcza jak rodzinka zmuszała do paciorków 🙂 Niestety na dobrych chęciach (podpalenia kościoła) się skończyło 🙂 Za duże ryzyko, często za ładne budynki (jako historyk doceniam zabytki architektury) AVE!

  2. Cóż, Nergal przynajmniej nigdy nie podawał się za świętoszka. Mnie znacznie bardziej złoszczą ludzie, którzy wstydzą się swoich złych czynów, nie przyznają się do nich nawet podczas konfrontacji, a potem dalej robią to samo. Obrzydliwe. Zwykle staram się nie rzucać w nikogo biblijnym kamieniem, ale hipokrytów nie cierpię. Już wolę Nergala.

  3. „Taki jest, ma swój kodeks, w którym inni ludzie znajdują swoje miejsce o tyle, o ile są mu potrzebni. Śmierć frajerom! ”

    Cóż…w/g tego kodeksu i tej filozofii , tak samo powinni go potraktować ludzie którzy mu oddali szpik…..

    A że nie potraktowali to dowód dla satanistów na to, że ich kodeks i ich filozofia się nie sprawdza i jest czyms fałszywym… na szczęście

  4. „Cóż z tego, że mówią źle – ważne, by w ogóle mówili! ”

    Otóż to sedno… na tym bazuje również wiele miernot w kulturze, które nie mogą inaczej zaistnieć jak tylko przez skandal a lud to chwyta w większości

  5. Kościół Kościołem,wiadomo,swoje „za uszami” ma,pedofilie,dzieci,homoseksualizm.Dlatego w tych kwestiach uważam,że nie powinien się wypowiadac.Ale jeśli jakiś pozer robi takie szopki pod publiczkę,to uważam,że powinno się to karac dla przykładu

  6. Chcieć podpalić kościół, a to zrobić, to dwie różne rzeczy. Jeszcze nie miałam okazji przeczytać książki Negrala, ale swoim tekstem zachęciłeś mnie do tego, żeby jak najszybciej to zrobić.. trudno mi ocenić czy Negrala lubię, czy nie, ale na pewno facet ma ciekawe życie.

  7. Nergal jest teraz na szczycie i robi wszystko, by tam pozostać jak najdłużej, ot cała filozofia. Nie wymyślił tej strategii jako pierwszy i na pewno też nie jest ostatni.

  8. Byłyśmy w Katowicach ,na takim samym spotkaniu – dzień po Łodzi i po koncercie Muse;) Nergal przybył punktualnie co do sekundy, miał niestety zostać tylko na chwilkę a sam powiedział, że poświęci więcej czasu bo okazało się, że może, także rozdał KAŻDEMU autograf, zrobił zdjęcie, porozmawiał… Na prawdę, zachował się w porządku, on też człowiek, jego szybsze opuszczenie spotkania w Łodzi, było uzasadnione. Niejeden zachowałby się tak samo:) My koncerty kochamy,tak więc nie ma o czym mówić. A książkę czytamy i zazdrościmy wywiadu, gdyż same usiłujemy go przeprowadzić, nie mniej jednak…ciężko jest.

    Pozdrawiamy i zapraszamy do siebie, Pan jest dziennikarzem, więc tym bardziej zapraszamy, gdyż właśnie na tym opiera się nasz blog, a przynajmniej staramy się aby się opierał:) Jesteśmy amatorkami, także prosze nie oczekiwać fajerwerków;)

    K&P

  9. Ta pieczeń, którą sobie środowiska różnorakie upieką przy jasno gorejącym (wersja dla katolików: piekielnym) ogniu nergalowym ma ograniczony okres przydatności do spożycia. Bo Nergal, nawet, jeżeli bardzo by chciał, nie jest wielką legendą polskiej sceny muzycznej, a jedynie celebrytą, na którego jest aktualnie popyt.
    Nie dziwię się, że wyciska swoją popularność do ostatniej kropelki, napędzając całą machinę spekulacji wokół własnej osoby, przypuszczam, że bardzo dobrze wie, iż w pewnym momencie po prostu przestanie być atrakcyjnym tematem i pozostanie w zbiorowej świadomości tylko jako eks-chłopak Doroty „Dody” Rabczewskiej.

Skomentuj ~ka.voxblog Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.